|

10.2015 – „Studnia nadziei – refleksje na czas wyborów.”

 październik 2015, nr 110/88 online
 

 

(Ewa Sitko) Pani Magdo, jak zwykle to, co niesie codzienne życie, stało się inspiracją do naszych kolejnych rozważań. Za nami wybory parlamentarne, i, mam nadzieję, świadome refleksje dotyczące własnych wyborczych preferencji, oczekiwań w stosunku do wskazanych kandydatów, wreszcie własnego udziału w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. Dla aptekarzy te refleksje są cały czas aktualne – przed nimi bowiem wybory. Upływa VI kadencja organów Samorządu Aptekarskiego i w styczniu nastąpi wyłonienie nowych władz.

Dlaczego warto brać udział w wyborach, jakie mechanizmy rządzą naszymi indywidualnymi wyborami, czy rzeczywiście jesteśmy w tych wyborach autonomiczni – dzisiaj pytam o to i siebie, i panią.

(Magdalena Bucior) Spójrzmy najpierw na zagadnienie w szerszej perspektywie. Kolejne statystyki dotyczące frekwencji przy urnach wyborczych i badania naukowe obrazują, że Polacy nieszczególnie interesują się wyborami. W 1995 roku Mirosława Grabowska i Tadeusz Szawiel przeprowadzili badania, w których respondenci zostali poproszeni o udzielenie odpowiedzi na pytania dotyczące postaw wobec wyborów ogólnopolskich. Badania te zostały powtórzone 15 lat później przez prof. Jacka Raciborskiego. [1] Na przestrzeni lat wzrosła liczba respondentów, którzy zadeklarowali swoją obojętność wobec wyborów oraz tych, którzy uważają, że są one grą pozorów i mydleniem oczu (odpowiednio 40 i 56 procent). Już tylko 55 procent w porównaniu z wcześniejszymi 67 uważa, że wybory są najlepszym sposobem wyłaniania rządzących. Badania prof. Raciborskiego pokazują także, że nawet jeśli idziemy do wyborów – robimy to bezrefleksyjnie. Tylko około 20 procent głosujących to wyborcy, którzy znają partie polityczne, analizują ich programy, chcą uczestniczyć w spotkaniach przedwyborczych. Pozostali to tak zwani wyborcy rytualni, którzy głosują pod naciskiem otoczenia, mediów. Jak widać tylko nieliczni przeżywają udział w wyborach jako wyraz obywatelskiego zobowiązania. I choć taka postawa jest niezaprzeczalnie cenna, to przygnębiająca jest jednak zaznaczająca się w tym bezrefleksyjność.

(E) Mam wrażenie, że opisane postawy dotyczą zarówno wyborów ogólnopolskich, jak i korporacyjnych lub środowiskowych. Zastanawiam się nad przyczyną tego stanu. Ja również odniosę się szerzej do rzeczy. Dostrzegam uwarunkowania historyczne – 123 lata niewoli, opisywany jako „stracony” XIX wiek. W innych krajach europejskich było to stulecie dynamicznego, choć niełatwego, kształtowania się przekonań obywatelskich i społecznych. Ich pokłosiem jest chociażby przekonanie, że warto budować państwo, które odpowiada na potrzeby obywateli, że warto o to zabiegać i że warto dążyć do tego, aby mechanizmy działania państwa, organizacji, partii, stowarzyszeń (na wszystkich szczeblach i poziomach) były transparentne.

(M) O!, do transparentności w Polsce daleko. Przywołam ponownie stanowisko prof. Jacka Raciborskiego. Twierdzi on, że w wyniku różnych uwarunkowań (skromna infrastruktura społeczeństwa obywatelskiego, wspomniane uwarunkowania historyczne) wbrew głoszonym deklaracjom partie – ale przenieśmy to na organizacje – nie otwierają się na nowych członków. Spostrzegane są jako grupy ludzi, którzy budują sieć wzajemnych układów i ugruntowują nepotyzm. W powszechnej opinii brakuje im świeżości.

(E) Wymowne spostrzeżenia. Ja chciałabym wierzyć, że za deklaracjami idą prawdziwe potrzeby. I kiedy w piśmie Prezesa Okręgowej Izby Aptekarskiej w Warszawie czytam, że „ wybory do władz samorządu aptekarskiego to wielka szansa dla wszystkich” [2] to tak dosłownie chcę to rozumieć.

(M) W tym miejscu pojawia się pytanie, które w kontekście wyborów wydaje mi się szczególnie ważne – pytanie o własną gotowość do tego rodzaju aktywności i jej osobiste uwarunkowania. Jakie mechanizmy rządzą naszymi wyborami – w mikro- i w makroskali? Zadając to pytanie, nawet nie próbuję odnaleźć wyczerpującej odpowiedzi, bo wiem, że mnogość tych mechanizmów jest nie do opisania w objętości, którą dysponujemy.

Jako ciekawostkę mogą przytoczyć wyniki badań nad zagadnieniem, jak poszczególne części mowy kształtują spostrzeganie danej osoby. Okazuje się, że na przykład większą moc wyjaśniającą mają rzeczowniki niż czasowniki lub przymiotniki. „Polski aptekarz” a „aptekarz Polak”- pozornie ta sama treść. Jednak okazuje się, że doprecyzowanie z użyciem rzeczownika (Polak zamiast polski) automatycznie uruchamia myślenie kategorialne, czy myślenie o ludziach przez pryzmat grupy do której należą. Użycie rzeczowników uruchamia w nas tendencje do podziału otoczenia na kategorie, ogniskujące się wobec „nas” i „ich”. Przeprowadzone badania pokazują, że rzeczowniki w wielu europejskich językach wyostrzają podziały grupowe. W sytuacji eksperymentalnej zapytano o preferencje dotyczące dwu abstrakcyjnych obrazów. Ich autorów przedstawiono jako malarzy duńskich, polskich, niemieckich itd. Oraz jako malarzy Duńczyków, Polaków, Niemców… Ci, którym narodowość malarza przedstawiono za pomocą rzeczownika (malarz Duńczyk, malarz Polak…) znacznie częściej niż druga grupa (malarz duński, malarz polski, niemiecki itd.) wybierali jako wartościowy obraz swojego rodaka, a nie obraz malarza z innego kraju. Użycie rzeczownika wyostrzyło przeżywanie podziału grupowego, w tym przypadku zbudowane wokół przynależności narodowościowej. Podana ciekawostka pokazuje, jak wiele w budowaniu naszego odniesienia do drugiej osoby (w tym wypadku kandydata, którego chcemy wesprzeć) zależy od czynników, ba, nawet drobiazgów, na które nawet nie zwrócilibyśmy uwagi… Po raz kolejny okazuje się, że wiedza na temat mechanizmów wybierania pozwala nam stawać się świadomym, refleksyjnym wyborcą.

(E) Ja chciałabym zatrzymać się przy tych atrybutach dobrego wyboru, które z całą pewnością nie powinny uwadze tego świadomego wyborcy umykać: nadziei i zdrowym rozsądku, rozumianym jako osadzenie tejże nadziei w realiach, możnościach i innych rygorach. Zatrzymajmy się więc najpierw przy nadziei. Psychologia uważa ją za podstawową zmienną motywacyjną [3]. Czyli od jej poziomu zależy gotowość do podejmowania wysiłków. Jeżeli myślę o aptekarzach, to widzę, że nadzieja na dobrą zmianę powinna uruchomić potrzebę wykorzystania szansy, jaką jest udział w wyborach do samorządu i później praca na rzecz społeczności.

Jeszcze mocniej wybrzmiewa rola nadziei, jeżeli za Frommem przyjmiemy, iż jest ona kluczowym czynnikiem samorealizacji i warunkiem prawdziwie ludzkiego życia [3]. Nie tak dawno podkreślałyśmy, jak ważne jest, aby społeczność aptekarska na wszystkich szczeblach posiadała sprawnych reprezentantów i jak ważne jest przekonanie, że swoim zaangażowaniem mogą oni realnie wpływać na przykład na regulacje prawne, budujące ramy funkcjonowania aptek.

(M) Jeżeli zestawię to, co Pani mówi o nadziei, z wynikami powyżej cytowanych badań, to wypadałoby wypowiedzieć mało pokrzepiające zdanie: Coraz mniej nadziei w społeczeństwie. Coraz mniej nadziei jako motoru do podejmowania wysiłku na rzecz danej społeczności.

(E) Pani refleksja wpisuje się bardzo mocno w myśl znanej francuskiej intelektualistki, filozofa polityki, Chantal Delsol. Na opisanie współczesnej kondycji nadziei używa ona następującego obrazu – Jeżeli nadzieja jest studnią w ogrodzie, można odnieść wrażenie, że ta studnia została zatruta [4] – autorka twierdzi, iż jest to wynikiem zaprzeczenia koncepcji człowieka jako „wrażliwego podmiotu”, który ma poczucie odpowiedzialności za siebie, ale i za innych i zorientowany jest na wartości wpisane w tę postawę.

(M) Aż boję się pytać dalej, bo ponownie się okazuje, że proste działania (branie udziału w wyborach, zatroszczenie się samodzielnie o własne interesy) tylko pozornie są proste.

(E) Oczywiście, że to tylko złudzenie. Świadomy, refleksyjny, pełen nadziei, gotowy do oddolnej aktywności obywatel jest „efektem” długiego procesu szeroko rozumianego wychowania. Chantal Delsol pisze również: „Odrzucenie nadziei przejawia się w dwóch postawach umysłowych. Po pierwsze, w postawie buntu wobec rzeczywistości, która wydaje się nieuchronna po upadku totalitarnych utopii; skoro wiek XX nie zdołał stworzyć doskonałego społeczeństwa, skoro ludzkie społeczeństwo po kres czasów musi pozostać niedoskonałe, to żadna nadzieja nie ma sensu: utopia albo nic! Po drugie, w woli nieruchomego trwania w sytuacji swobodnego dobrobytu, jaka przypadła nam w udziale, i unikania formułowania oczekiwań, które tak czy owak okazałyby się czcze i niebezpieczne [4].

(M) Można więc postulować, aby wszyscy wyborcy budowali postawę nadziei, mimo powszechnie prezentowanej braku nadziei.

(E) Tak, bo najważniejszym w nadziei jest przekonanie, wiara w powodzenie działań, w uzyskanie dobrych ich następstw i szansa na rozwiązanie napotykanych trudności i, co najważniejsze, przekonanie o pozytywnych cechach i możliwościach człowieka, tak w jednostkowej, jak i społecznej skali. W rozważaniach o nadziei warto sobie zadać pytanie, co na przestrzeni lat tę nadzieję w nas pomniejszało. To oczywiste, że i wspomniana już rzeczywista hermetyczność przede wszystkim partii, ale i organizacji i stowarzyszeń, a z drugiej strony – odczuwany i na poziomie krajowym i lokalnym nepotyzm, nierówność prawa, a także – brak otwartości na twórczy spór, na rzeczową dyskusję. Poruszająco także wybrzmiewają słowa o wychowaniu do roli świadomego, refleksyjnego, krytycznego wyborcy – musimy zadawać sobie pytanie, czy rzeczywiście wychowujemy do trudu wyboru, czy raczej wzmacniamy postawę konformizmu, wygody, odcięcia od ponoszenia odpowiedzialności także i w tym wymiarze („I tak nic się nie zmieni, a więc nie będę się angażować”).

(M) To, co w wyborach nazywamy więc „wielką szansą dla wszystkich” powinno być odczytane wielostronnie: to wielka szansa dla tych, którzy kandydują – aby urzeczywistnili swoje nadzieje, aby doświadczyli własnej skuteczności. Ale to także (a dla mnie przede wszystkim) szansa dla organizacji: na wykorzystanie tego nowego spojrzenia, na otwartość na nową osobę, na przyjęcie jej krytycyzmu i pomysłu na stworzenie nowej jakości. Nawet chciałbym mocno zaznaczyć: to nie tylko szansa, to zobowiązanie.  

(E) A co po stronie tych, którzy wybierają i oceniają pracę innych?

(M) Zdrowy rozsądek, który idzie w parze z nadzieją. Rzeczywistość bardzo pożądana. Nadzieja, urzeczywistniana w akcie wskazania konkretnego kandydata, ale i zdroworozsądkowa ocena jego pracy. Unikanie nieuzasadnionej podejrzliwości. Jako wybierający także zatruwamy „studnię nadziei” – jesteśmy niecierpliwi, łatwo formułujemy oskarżenia, unikamy zaangażowania, które polega na rzetelnym sprawdzeniu efektów pracy naszego przedstawiciela, boimy się odważnie, ale rzeczowo i spokojnie mówić o swoich oczekiwaniach, budujemy nierealistyczne oczekiwania.

(E) Rozumiem, iż wzmacnianie „studni nadziei” to zadanie dla wszystkich podmiotów aktu wybierania.

(M) Oczywiście, że tak, a miara zdrowego rozsądku jest nie do przecenienia. Przy czym chcemy o nim myśleć  w znaczeniu klasycznym jako sensus communis, czyli zmysł wspólny budowany na wspólnym człowieczeństwie i wrażliwości.

Ewa Sitko
Magdalena Bucior

Fot. Fotolia.pl

[1] Jacek Raciborski „Obywatele rytualni” W: „Poradnik Psychologiczny” POLITYKI, tom 18
[2] www.warszawa.oia.org.pl
[3] Współczesne teorie motywacji. Tłum. A. Jakubczyk, M. Łapiński, T. Szustrowa. PWN, Warszawa 1980.
[4] Ch. Delsol, Esej o człowieku późnej nowoczesności. Tłum. M. Kowalska. Wydawnictwo Znak, Kraków 2003

Podobne wpisy