|

10.2014 – „Samotność i osamotnienie – przykry natręt czy wartościowy towarzysz?”

październik 2014, nr 98/76 online
 
(Ewa Sitko) Pani, Magdo, za oknem ostatnie dni pięknej, złotej jesieni. Nad dachami domów coraz częściej unoszą się dymy. I myśl, która jak dym z komina wychodzi „wąskim gardłem”, a później zatacza coraz szersze kręgi. Najpierw pomyślałam o tym, co chciałabym „spalić” w moim życiu, czemu pragnęłabym nadać inny stan skupienia, co mogłoby przybrać chociażby kształt dymu, a przez to stać się nową jakością. Ale w chwilę później myśl zaczęła pęcznieć – nowa jakość to nie zawsze dobra jakość. Idąc dalej tropem tej metafory – przecież czasem spalając zanieczyszczamy środowisko. W tym momencie uświadomiłam sobie, że jeżeli pozwolę myśli rozrastać się to trudno będzie skupić uwagę na jakimś jednym aspekcie „jesiennych zagadnień”. Z czym Pani, Pani Magdo, kojarzy się jesień ?
(Magdalena Bucior) Pani Ewo, ta rozrastająca się myśl wskazuje na złożoność życia i wielość jego wątków. Dobrze, że tak jest, bo dzięki temu zawsze będziemy miały temat do rozmowy. We mnie jesień wyzwala (i na pewno nie jestem w mniejszości) myśli o przemijaniu, pożegnaniach i… samotności. Właśnie tę ostatnią chciałabym uczynić bohaterem naszej rozmowy. I zaraz nasuwa mi się pytanie: czy opisywanie samotności jako smutnej, niepotrzebnej lub przygnębiającej jest rażącym uproszczeniem tego stanu czy raczej lakonicznym opisem jego istoty?
(E) Jestem przekonana, że jest to bardzo duże uproszczenie i w związku z tym nie wyczerpuje natury zagadnienia. Doświadczenie ludzkości wskazuje, że samotność dla wielu jest ścieżką rozwoju duchowego i doskonalenia. Przy czym to ostatnie doświadczenie ma służyć nie tylko temu, który wybiera samotność, ale również tym, z którymi przyjdzie mu się w życiu spotkać.
(M) Opisałabym taką rzeczywistość tak: Byłem sam, ale nie czułem się samotny.
(E) Ja dopowiedziałbym: Byłem/jestem sam, aby pełniej, mądrzej być z innymi. Przypomniała mi się taka powiastka: Na samotnego wędrowca napada rozbójnik. Przystawia mu karabin do głowy i krzyczy: Stój! Kim jesteś? Dokąd idziesz? Wędrowiec nie odpowiada na postawione pytania, ale udaje mu się przekonać rozbójnika, aby nie robił mu krzywdy, ponieważ będzie go wynagradzał za zadawanie mu tych pytań za każdym razem, gdy się spotkają. Piękna metafora takiego przeżycia, które zmusza nas do postawienia sobie ważnych, wręcz podstawowych pytań i poszukania na nie odpowiedzi. Myślę, że samotność jest przestrzenią, w której właśnie można to uczynić.
(M) Samotność, o której Pani mówi, Marek Aureliusz nazwał „ustronią wewnętrzną”. „Nigdzie bowiem nie chroni się człowiek spokojniej i łatwiej, jak do duszy własnej” – pisał. [1] Zaznaczał, jak ważna jest umiejętność wycofania się i samotnego pobycia z samym sobą, wskazywał to jako warunek odnalezienia wewnętrznego spokoju. Współczesny człowiek (oczywiście także farmaceuta) daje sobie za mało czasu na takie doświadczenie. Następstwem takiej postawy jest przeżywanie samotności jako rzeczywistości smutnej, a czasami wręcz tragicznej. Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne klasyfikuje nawet wybierane z własnej woli samotnictwo jako jednostkę chorobową. [2] Samotność nieprzyjemna, smutna, niewygodna, taka, której chcemy się jak najszybciej pozbyć, stała się znakiem naszych czasów.
(E) Jak widać mówienie o samotności porusza wiele wątków. Świadomie wybierana jako droga wewnętrznego rozwoju, nie męczy i nie uwiera, choć zanurzenie w niej wymaga, myślę, wewnętrznej dojrzałości i gotowości do wyciszenia. Ta wewnętrzna dojrzałość zwyczajowo przypisywana jest seniorom. Oni posiadają najszerszą perspektywę i na sobie (na żywym organizmie) doświadczyli częściej niż młodzi ludzie samotności z jej różnymi odcieniami.
   Dalej – samotność jako stan, do którego nie dążymy świadomie, ale który może stać się naszym udziałem, wywołując dyskomfort i zaniepokojenie. Marek Aureliusz przekazuje jeszcze jedną myśl „Jeśli chcesz zachować pogodę ducha, nie zajmuj się naraz wieloma sprawami. Pogoda ducha płynie nie tylko z tego, że działa się pięknie, ale i z tego, że działa się mało” [3]. Czasy dynamicznego rozwoju technologii utrudniają nam odcięcie się od wielości bodźców i informacji, a także zobowiązań. Zawsze w kontakcie, zawsze w gotowości. Jestem w stanie wyobrazić sobie, jak trudna jest utrata zewnętrznej stymulacji dla kogoś, kto nie wypracował sobie mechanizmów stymulacji wewnętrznej i uporczywie poszukuje stałych bodźców z zewnątrz. Chce jak najszybciej wyjść ze stanu, który przeżywa jako odcięcie. To ten rodzaj samotności przeżywany jest jako uczucie przykre, które chcemy jak najszybciej zniwelować. Pytanie, dlaczego nie warto tego robić?
(M) To utrata szansy na kontakt z samym sobą. Opowieść o wędrowcu i rozbójniku. Proszę zwrócić uwagę na zwrot „ile razy się spotkają”. On pokazuje nam pewien proces, coś co nie jest wydarzeniem jednorazowym, ale powtarza się. Pozyskiwanie odpowiedzi na ważne pytania to stałe ich aktualizowanie. Mogę to zrobić wyłącznie wtedy, kiedy jestem w kontakcie z sobą. Wtedy nie przegapię tego, że zmieniła mi się motywacja, że już dojrzałem do innej aktywności albo że chcę na przykład odnowić starą przyjaźń. W moim doświadczeniu kilkakrotnie pojawia się smutne uczucie samotności, które jednak staje się przyczynkiem do ważnych konfrontacji. W samotności tego drugiego rodzaju – przykrej, niekomfortowej, warto mimo wszystko trochę pobyć. Bo jakoś tak się potem dzieje, że ta samotność później trochę mniej boli. Osoby, które uporczywie się tego boją, tracą balans, bezkrytyczne wchodzą w nowe towarzystwo, robią wokół siebie dużo sztucznego hałasu, wypełniają sobie czas co do minuty. Swoją postawą prezentują przekonanie, że zewnętrzne działania zagłuszą wewnętrzne wyobcowanie. Taka strategia na życie/przeżycie jest częściej obserwowana u ludzi młodych. Oni mając przed sobą (przynajmniej teoretycznie) długą perspektywę chcą się konfrontować z innymi, sprawdzać własne pomysły. Wykorzystanie siły samotności jest bliższe osobom starszym. One wiedzą, że czas ma swoje ograniczenia i szkoda go im wykorzystywać na zagłuszanie tego, co istotne.
(E) Czym w takim razie jest samotność, jeżeli doświadczać jej możemy w „tłumie”?
(M) To pytanie prowokuje do doprecyzowania języka opisu. Myślę, że adekwatniejsze określenie to "osamotnienie". Ono ma inny niż „samotność” wydźwięk. Chodzi oczywiście o rezonans emocjonalny. Samotność, jak Pani wcześniej zwróciła uwagę, może być indywidualnym wyborem człowieka, który w trosce o własny rozwój tworzy sobie enklawę oczyszczoną z nadmiaru bodźców. To doświadczenie ma pożyteczny i dobry charakter. Przykładem ilustrującym tę praktykę mogą być oferowane przez ośrodki rekolekcyjne rekolekcje zamknięte albo proponowane przez inne organizacje sesje osobistego duchowego rozwoju. Zakładają wyalienowanie się ze środowiska, w którym na co dzień żyje człowiek w celu doświadczenia samotności, która jest „dotknięciem stopą swojej własnej istoty, jest obcowaniem z sobą prawdziwym, w odróżnieniu od wszystkich ról społecznych, od wszystkich "persona", które jak starożytny aktor nakładam, by grać wielość osób w świecie zewnętrznym.” [4] Osamotnienie natomiast jest doświadczeniem przykrym. Zakłada brak kontaktu z otaczającymi ludźmi. Ma też w odróżnieniu od świadomie wybranej samotności często bolesne konsekwencje – „W osamotnieniu czujemy tylko nieuchronny przepływ przemijania, słyszymy szum przechodzącego czasu, nie mając już możności nadania mu sensu zapełniającego jego pustkę treścią działania czy myślenia.” [4]
(E) Chciałabym, myśląc o naszych czytelnikach, przenieść wypowiedzianą przez Panią myśl w przestrzeń apteki. Osamotniony farmaceuta, osamotniony choć nie samotny (zakładam, że ma kilku współpracowników) może przeżywać swoją sytuację w aspekcie społecznym – z nikim nie ma bliskich relacji i żyje w przekonaniu izolacji. To przeświadczenie nie zawsze odpowiada faktom, może też być wyimaginowane. Jego interakcje z kolegami i koleżankami w pracy są ograniczone do niezbędnego minimum. W aspekcie psychicznym nie ma nikogo, dla kogo byłby najważniejszy i wyłączny. Ten aspekt osamotnienia zawsze jest przeżywany w stosunku do konkretnej osoby. I jeszcze jedna płaszczyzna osamotnienia to osamotnienie moralne. Wyraża się ono w odniesieniu do wartości, zasad, celów. Myślę o aptekarzu, dla którego najważniejszą wartością jest służenie pacjentowi, a surowa rzeczywistość rentowności apteki nie zawsze pozwala mu realizować tę wartość. Osamotnienie w tej sytuacji ogranicza możliwości, rodzi bezradność.
(M) Wydaje się więc, że istota problemu skupia się wokół umiejętnego wykorzystania samotności. Takiego postępowania, które nie doprowadzi do osamotnienia albo pozwoli je w wartościowy sposób wykorzystać. Bo musimy tutaj podkreślić, że czasami doświadczamy osamotnienia pomimo wszystko, po prostu nie po drodze nam z ludźmi, z którymi jesteśmy, nie znajdujemy z nimi wspólnego języka, nie ma emocjonalnego współbrzmienia. Co wtedy?
(E) Wtedy też nie musi być źle. Paulo Coelho pisze „Być może lepiej dla nich, że dotrą do granic i zrozumieją jak ważne jest, aby się odważyć, by rozmawiać z nieznajomymi, by nauczyć się, gdzie można spotkać ludzi, aby unikać wracania do domu z zamiarem oglądania telewizji lub czytania książki – jeżeli tak nie zrobią, przestaną dostrzegać jakie życie ma znaczenie, samotność stanie się wadą, a długa droga powrotna do obcowania z innymi ludźmi nie zostanie nigdy odnaleziona”. [5] Przykre doznania są szansą (choć brzmi to paradoksalnie), aby widzieć jaśniej, które osoby, wydarzenia i rzeczy są dla osoby istotne. Za kim i za czym się tęskni. Taką refleksję rozumiem jako pierwszy krok do wykorzystania także i osamotnienia w służbie własnego rozwoju. We mnie przeżywanie takiego rodzaju samotności wyzwala gniew, który daje mi energię do zmiany. Można tę energię i wiedzę wykorzystać na przykład planując sposoby spędzania wolnego czasu, w szukaniu w pracy sojuszników lub w takim projektowaniu własnej aktywności, aby zachodziła szansa przeżycia tego, co postrzegane jest jako wartościowe.
(M) Zgadzam się z Panią. Po pierwsze więc trzeba być czujnym, nie lekceważyć pierwszych symptomów. Cienka przesłona między samotnością i osamotnieniem jest utkana z naszych umiejętności komunikacyjnych, z naszej determinacji nawiązywania kontaktu z samym sobą i innymi. Zrzucanie odpowiedzialności na okoliczności czy innych ludzi jest działaniem przeciwko sobie. Po drugie, warto przeprowadzić świadomą refleksję nad własnym życiem w perspektywie myśli Profesor Anny Brzezińskiej – „Między trzydziestym a sześćdziesiątym rokiem życia kształtujemy swój styl bycia, kontakty społeczne, sposób funkcjonowania, które tworzą nasz kapitał na późne lata, kiedy nieuchronnie pojawiają się różnego rodzaju straty” [6]. Późna dorosłość jako czas wysycony wartościowymi spotkaniami z innymi i dialogiem z sobą to efekt długiego procesu budowania kapitału sieci znajomych i przyjaciół, obszarów docenienia i możliwych ról. Aktywność społeczna, kontakt z przyrodą, korzystanie z szeroko rozumianej oferty kulturalnej to takie drogi rozwoju, które budują tarczę przed osamotnieniem.
(E) Powracam do pytania postawionego w tytule naszego artykułu. Wygląda na to, że nie uzyskamy na nie jednoznacznej, precyzyjnej, krótkiej odpowiedzi. Z całą pewnością samotność i osamotnienie nieodmiennie, od wieków, wpisują się w życie. Ważniejsze wydaje mi się więc pytanie, co zrobić, aby doświadczenie samotności lub osamotnienia było doświadczeniem wspólnej (czasami niezaplanowanej, czasami bardzo nieprzyjemnej) wędrówki z wartościowym, choć wymagającym i niełatwym towarzyszem. Świadomie wybierana samotność jako droga rozwoju i osamotnienie, które, choć nie jest stanem pożądanym, ukazuje nam wartość przyjaźni, emocjonalnego współbrzmienia i wspólnie wyznawanych wartości. Towarzysz czy natręt – w dużej części sami kształtujemy odpowiedź na to pytanie.

Ewa Sitko
Magdalena Bucior
 

[1]  W: Barbara M. Kaja „Psychologia wspomagania rozwoju. Zrozumieć świat życia człowieka”, GWP, Sopot 2010, str.303
[2]  Wojciech Kruczyński "Wirus samotności" Prószyński i S-ka 2010
[3]  W: Barbara M. Kaja „Psychologia wspomagania rozwoju. Zrozumieć świat życia człowieka”, GWP, Sopot 2010, str.302
[4]  Jan Szczepański Sprawy ludzkie Czytelnik 1978
[5]  Paulo Coelho „Podręcznik wojownika światła”, Drzewo Babel 2000
[6] Anna Brzezińska, Joanna Janiszewska-Rain „W poszukiwaniu złotego środka”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2005, str.151

Podobne wpisy