sierpień 2015, nr 108/86 online

(Ewa Sitko) Pani Magdo, wakacje powoli dobiegają końca. I – jak zawsze – pojawia się refleksja, która obejmuje ten beztroski czas. Obejmuje oczywiście na różnych poziomach. Także i na poziomie myśli – czy przydarzyło nam się coś, co zmieniło widzenie pewnego wycinka rzeczy, czy wakacje były w jakimś stopniu czasem granicznym („Od tej chwili…"), czy przygotowały nas na poradzenie sobie z nowymi, często kłopotliwymi wyzwaniami? Na wakacjach jesteśmy piękniejsi. I nie myślę tu tylko o tej zewnętrznej piękności – opalenizna, strój, ale także o tym, że wakacyjna rzeczywistość nie generuje tak wielu napięć. Urlopy się jednak kończą, wracamy do pracy i mimo dobrego nastawienia zaczynamy doświadczać trudów. Mają one różny wymiar i wiele źródeł. Dla mnie wakacje były czasem, w którym zintensyfikowały się spostrzeżenia dotyczące samoustosunkowania do własnym poczynań. Dlatego dzisiaj chciałabym zaproponować Pani rozmowę na temat samousprawiedliwiania rozumianego jako skłonność do minimalizowania osobistych win. Obserwowana przeze mnie tendencja ma różne zewnętrzne wyrazy. Czasami jest to zdanie: To nie ja, to on(a), innym razem: Trudno, taka już jestem lub: Ja się tylko bronię, to ktoś mnie sprowokował. Ale zdanie, które według mnie zajmuje pierwsze miejsce w rankingu wypowiedzi samousprawiedliwiających (ostatnio zasłyszane) brzmi: Fakty mogą mylić, trzeba spojrzeć w szerszym kontekście.
(Magdalena Bucior) To zdanie najdobitniej ilustruje opisaną przez Leona Festingera teorię dysonansu poznawczego. Zgodnie z nią człowiek nie jest w stanie zasymilować równocześnie dwóch sprzecznych informacji na własny temat. Jeżeli miałby w tym samym czasie myśleć o sobie, że jest dobry i zły, to z dużą gorliwością będzie szukał samousprawiedliwienia, aby ten dysonans znieść.
(E) Ciekawość budzi źródło, z którego wypływa ta gorliwość w udowadnianiu, że „fakty mogą mylić”. Dlaczego tak źle znosimy dysonans poznawczy na własny temat?
(M) Dążymy do tego, aby obraz świata, który w sobie niesiemy, był spójny. Spójny także w zbieżności naszego myślenia o sobie i naszych czynach oraz o czynach innych osób i tego, w jaki sposób te osoby oceniamy. Tę dążność potwierdzają badania nad aktywnością neuronalną ludzkiego mózgu. Zaobserwowano, że te części mózgu, które są odpowiedzialne za racjonalne myślenie, nie uaktywniają się, jeżeli spotykamy się z zarzutem popełnienia błędu w sprawach, co do których mamy mocne przekonanie o słuszności własnej opinii.
(E) Czyli tam, gdzie nasze działania mocno dotykają samooceny, w tym etycznej oceny naszych działań, już na poziomie neurologicznym jesteśmy predestynowani do stałości przekonań. Ilustrując tę myśl: widzę farmaceutę, który zniecierpliwiony pytaniami lub zachowaniem pacjenta w aptece daje temu wyraz. Robi to w sposób, którego nie akceptują koleżanka, kierownik apteki lub właściciel. Ci ostatni, odnosząc się do faktu, zwracają farmaceucie uwagę. Co mogą usłyszeć: No fakt jest taki, ale proszę spojrzeć szerzej: jestem zmęczony(-a), nie byłem na urlopie; pracuję na swojej zmianie i na zastępstwie; to pacjent mnie sprowokował, ja się tylko broniłem(-am) i tym podobne sformułowania.
(M) Prawdopodobnie takie właśnie zdania zostaną wypowiedziane, bo o wiele trudniej jest przyznać: Tak, macie rację. Nawet najbardziej oczywiste argumenty, wypowiedziane przez życzliwe osoby, nie wpływają na zmianę opinii kogoś, kto jest głęboko przekonany, iż ma słuszność. A co wtedy, gdy nie lubimy i nie szanujemy osób krytycznie odnoszących się do naszego postępowania? Wtedy opór w przyznaniu się do błędu jeszcze bardziej w nas rośnie. I jeszcze jeden aspekt zagadnienia: wypowiedziane zdanie, wykonana czynność, pasmo działań są wyrazem aktywności, która coś zmienia. Za tak rozumianą aktywność łatwiej jest nam wziąć odpowiedzialność. Niestety, nasza aktywność przejawia się także i w tym, czego nie robimy, w obszarach, które są naszym zaniechaniem. Refleksja, co stało się po takim, a nie innym moim działaniu jest częsta, naturalna. Refleksja na temat tego, co jest owocem mojego zaniechania – rzadsza. A przecież brak gotowości do zmiany jest zaniechaniem. Zaniechaniem, które także niesie określone konsekwencje.
(E) Wróćmy do przedstawionej przeze mnie sytuacji w aptece. Jak Pani myśli, czy takie samousprawiedliwianie jest jednostkowe, a sytuacja tak rzadka, że aptekarzy nie dotyczy?
(M) Aptekarze nie są wolni od przywary samousprawiedliwiania. Natomiast myśląc o takich zachowaniach w szerszym kontekście użyłabym dwóch słów: powszechność i minimalizowanie. Powszechność, bo mam wrażenie, że przekaz wychowawczy zachęcający do dyscypliny, a więc surowego i prawdziwego wewnętrznego dialogu w sprawie własnych działań: ich motywacji, korzeni, rozpoznawanych psychologicznych korzyści, nie jest obecny. Często traktujemy swoje zachowanie jakby było nam jakoś narzucone, jakby wykonywał je ktoś poza naszą wolą, ktoś inny, a nie my. Jest nam łatwiej myśleć o czynnikach innych, niż nasza własna wola, determinujących to, co się teraz dzieje. Wiedzę dotyczącą chociażby wpływu relacji rodzicielskiej na tendencję do określonego układania kontaktów międzyludzkich traktujemy jako przyczynek do rozgrzeszenia na przykład własnej bierności, nieuprzejmości, często agresywności. W tym kontekście samousprawiedliwianie się zyskuje rys stałego zakotwiczenia w przeszłości – postępuję tak, ponieważ tak zostałem ukształtowany przez wcześniejsze doświadczenia, trudno, taki już jestem. A minimalizowanie – ponieważ nawet jeżeli dostrzegamy już własne winy, to staramy się umniejszyć ich znaczenie.
(E) Zastanawiam się, dlaczego tak unikamy poczucia winy? Przecież poczucie winy może być ważnym elementem regulującym nasze zachowanie, może wskazywać nam, gdzie przekroczyliśmy granice, w którym momencie skrzywdziliśmy kogoś. Może być wyrazem tego właśnie trudnego, ale potrzebnego surowego dialogu. Oczywiście, poczucie winy może zdominować nasz głos wewnętrzny, stać się uczuciem, przekonaniem, doświadczeniem blokującym, ograniczającym i pochłaniającym. Uczuciem, które nam nie służy i niepotrzebnie zakotwicza nas w jakimś rozumieniu tej sytuacji. Jednak „zdrowego” poczucia winy nie warto w sobie natychmiast dusić. Warto przyjrzeć się, dlaczego się pojawiło i na jakiej drodze próbujemy je zminimalizować.
(M) Ta droga jest bardzo istotna, bo mózg ma przecież ogromne zdolności do uczenia się. Można, w oparciu o jego zdolności, zmieniać postawy i wykorzystać proces przyjmowania osobistej odpowiedzialności za własne działania lub ich brak w celu osobistego rozwoju. Samousprawiedliwianie jest wyrazem aktywności, która ma zdjąć z nas ciężar trudnego uczucia, ale zatrzymanie się na tym nie powoduje dobrej zmiany.
Zrozumienie mechanizmu samousprawiedliwiania chroni nas przed „wessaniem” i pozwala na jego ujarzmienie. Wiedząc, jakie są źródła i ścieżki pomniejszania własnych win mogę w ich obliczu dojrzalej się zachowywać.
(E) Ponownie odwołam się do obrazka z apteki. Rozumiem, że odpowiedź na krytykę powinna być osadzona w zgodzie na to, że inni mogą mieć własne zdanie, mogą okazywać emocje i że są to zdania i emocje równoważne i równoprawne z moimi. Jeżeli tak, to napominany powinien umieć zdystansować się do samego siebie (może policzyć do dziesięciu) i powiedzieć: Rzeczywiście popełniłem(-am) błąd, przepraszam, a może, rezygnując z samousprawiedliwiania, opisać, czego nie umie, z czym jest mu trudno.
(M) Myślę, że czasami warto w sposób jeszcze bardziej bezpośredni wziąć na własne barki osobistą winę. Powiedzenie: Zachowałem(-am) się fatalnie, nie pomyślałem(-am) będzie jak najbardziej zasadne. Oczywiście najbardziej dojrzałe jest podjęcie wysiłku naprawienia błędu. W tym wypadku przeproszenie pacjenta.
To właśnie wiedza na temat mechanizmów reagowania pozwala świadomie i uważnie interpretować własne zachowania. Sprzyja utrzymaniu czujności w sytuacji szybkiej, niepochlebnej oceny innej osoby i niepokojąco słodkiej samego siebie.
Wypowiadanie za często zdań: Ja mam rację, inni się mylą. Moje wady są moją zaletą. Ja się mam dobrze, inni niech się martwią powinno zaniepokoić.
(E) Skłonność do samousprawiedliwiania (wynikająca z potrzeby dobrego myślenia o sobie i pragnienia wewnętrznej harmonii) powinna stanąć obok niewygodnego, ale jakże czasami potrzebnego poczucia winy. Zderzenie tych dwóch perspektyw daje szansę na rozwój. Na który zawsze jest czas.
Ewa Sitko
Magdalena Bucior