|

06.2014 – „Rozważania o radości życia.”

czerwiec 2014, nr 94/72 online
 
(Ewa Sitko) Pani Magdo, przygotowałam ostatnio listę lektur, które czytałam dawno (a czasami bardzo dawno) temu i do których chciałbym jeszcze raz sięgnąć. Na liście znalazł się między innymi „Colas Breugnon” Romain Rolland’a. Ponieważ ta książka należy do grupy „bardzo dawno czytane”, dla mnie samej było ciekawe, jak teraz będę ją odbierała. Pamiętam, że w młodości byłam zauroczona prezentowaną przez bohatera miłością do życia. Czy z perspektywy doświadczenia życiowego, trudności, rozczarowań, radości, ale także i bólu przeżyję tę książkę tak samo? Czy znowu uwiedzie mnie radość głównego bohatera?
   Okazało się, że znowu uwiodła. „Błogosławiony dzień mego przyjścia na świat! Ileż na tej kuli ziemskiej wspaniałych rzeczy, do których śmieją się oczy i wyciągają ręce! Mój Boże, jakżeż dobrą rzeczą jest życie.” [1] – wokół tego cytatu z książki chciałabym osnuć dzisiaj nasze rozważania. Pani Magdo, zapraszam więc Panią do rozmowy o tym pięknie i dobru. Myślę, że to właściwy temat na wakacyjny artykuł.
(Magdalena Bucior) Na wakacyjny artykuł – owszem tak, ale w rubryce „W aptece” – czy ja wiem?
(E) Dlaczego nie, przecież aptekarz nie jest jakąś osobną kategorią człowieka. Jego funkcjonowanie zawodowe, relacje z pacjentami i współpracownikami są osadzone w jego postawie wobec… Właśnie – wobec życia! Rozmawiałyśmy już kiedyś o radości, ale wtedy odnosiłyśmy się do radości czerpanej z wykonywanej pracy. Pamiętam, że wypowiedziała Pani wtedy takie zdanie: „Należałby porozmawiać o radości, ale nie o radości w ogóle, lecz o radości pracy.” [2] Dzisiaj chciałabym porozmawiać o radości w ogóle. Czym jest? Na ile emocja, jaką jest radość, może stać się trwałym uczuciem, które wpływa na postrzeganie świata jako pięknego i dobrego? Czy taka postawa to dojrzałość, czy infantylizm? Czy dostrzeganie w ludziach piękna i dobra w pracy jest w ogóle możliwe?
(M) Postawa radości wydaje mi się kluczem do doświadczania szczęścia. Trudno mi wyobrazić sobie dobrostan psychiczny bez przekonania, że piękno i dobro są stale, a nie tylko wyjątkowo, obecne w świecie.
(E) Dlaczego więc tak wielu ludzi nie identyfikuje się z tym przekonaniem? Dlaczego spotykamy tych, którzy nie odnajdują szczęścia, zadowolenia, radości właściwie w żadnym z obszarów swojego życia, w żadnej z pełnionych ról?
 
(M) Według większości badaczy przekonanie o którym mówię, ma źródło w dzieciństwie. Jeżeli mieliśmy szczęście doświadczać sygnałów, że jesteśmy ważni, kochani, a otaczający świat jest przyjazny i otwarty na nasze potrzeby ,to zostaje to zapisane w naszej emocjonalnej pamięci i pozwala później dostrzegać piękno i świata, i ludzi. Jeżeli to, co nam się przydarzyło, wzmagało naszą nieufność, jeżeli nauczyliśmy się, że świat jest nieprzyjazny lub wręcz wrogi – będziemy zachowywać się zgodnie z tym skryptem.
(E) To zdanie brzmi bardzo ograniczająco. Czy ci, którzy nie mieli opisanego przez Panią szczęścia, nie maja szans na przeżywanie radości życia? Trzeba by wyprowadzić wniosek, że ile razy spotkam się z niezadowolonym, sfrustrowanym, czy w inny sposób wyrażającym niezadowolenie aptekarzem, ekspedientką lub urzędnikiem, mogę domniemać, że miał trudne, pozbawione miłości dzieciństwo.
(M) No nie, tak czarno-białe to nie jest. Po pierwsze jednoznacznie złe przeżycia lub przekazywane z pokolenia na pokolenie, z czasem uwewnętrznione negatywne przekonania nie zdarzają się aż tak często. Po drugie – warto podkreślić, że jako samodzielne, samowystarczalne dorosłe osoby mamy naprawdę duży wpływ na to, czy i jaką pracę (np. terapeutyczną) podejmiemy, aby zmniejszyć nasz dyskomfort. To, jak funkcjonujemy „tu i teraz” jest wypadkową i naszych doświadczeń i tego, co z nim robimy i przeżyć „na tę chwilę”. Czasami trudno wskazać dobre źródło czyjejś niestrudzonej energii, optymizmu a jednak witalność tej osoby mówi sama za siebie.
   Dla pełniejszego opisu przywołam formułę szczęścia opracowaną przez Martina Seligmana: S=U+O+W, gdzie S wyznacza podstawowy poziom szczęścia, który jest sumą genetycznie uwarunkowanych (U) zdolności do przeżywania emocji pozytywnych, faktycznych okoliczności życia (O) oraz wszystkich czynników, które można kształtować wolą (W) przez ćwiczenie (myślenia, sprawności , zdolności i cnoty). [3]
(E) Na genetyczne uwarunkowania farmaceuta lub jakikolwiek inna osoba nie ma wpływu, na faktyczne okoliczności życia już większy, ale na zaangażowanie własnej woli bardzo duży. Widzę ścieżkę rozwoju, która zaczyna się od „wyciągnięcia rąk” do uprawiania myślenia, różnych sprawności, zdolności, cnót i finalizuje się w konkretnym działaniu.
 
(M) Tak, ale byłoby nadużyciem myślenie, że wola jest wszechmocna. Istnieją jej granice. Dla jednych ludzi ukierunkowane świadome wysiłki są łatwiejsze, dla innych nie.
 
(E) Tego faktu nie poddaję w wątpliwość, lecz chciałbym, aby mocno zabrzmiało, że tylko człowiek jest istotą wyposażoną w nadzwyczajną możliwość podejmowania decyzji: może dążyć do osiągnięcia czegoś albo nie, może szukać sposobów sprzyjających rozwojowi i praktykować je albo nie. Może skupić swoje wysiłki na dostrzeganiu piękna i dobra albo nie.
(M) Pani Ewo, jesteśmy w aptece! Jak tam praktykować (W) – ostatni czynnik z podanej wyżej formuły? Dodam jeszcze, że Martin Seligman przez cnoty, które są składową tego czynnika rozumie sześć zasadniczych i uniwersalnych postaw i przejawów funkcjonowania cenionych jako wartości przez ludzi różnych kultur: mądrość i wiedzę, odwagę, humanitaryzm, sprawiedliwość, umiar i transcendencję. [4]
(E) W swojej teorii Martin Seligman precyzuje, jakie zalety należy rozwijać, aby być szczęśliwym. Określa, co rozumie pod pojęciem owych sześciu cnót. W każdą z nich wpisują się tzw. siły charakteru, które można realizować w codziennym życiu, bo są one zdefiniowane poprzez konkretne zachowania. Jeżeli podejmiemy decyzję, że chcemy je wypełniać, to nasze poczucie szczęścia wzrośnie (albo przynajmniej dajemy sobie taką szansę). Wcale nie oznacza to, że osiągniemy zamierzony cel, ale samo podejmowanie wysiłku pozwala doświadczać pozytywnej (w kontekście naszej rozmowy – radosnej) zmiany. Zobaczmy to na przykładzie cnoty nazwanej „odwagą”. Apteka nie jest kojarzona z miejscem, które wymusza zachowania „odważne”. Ale przyjrzyjmy się temu, przez co w teorii Martina Seligmana urzeczywistnia się nasza odwaga: poprzez autentyczność, dzielność, wytrwałość i entuzjazm. Tak rozumiana odwaga jak najbardziej wpisuje się i w życie zawodowe, i prywatne aptekarza.
(M) Jak dobrze rozumiem Seligmana, autentyczność to, „mówienie prawdy i uczciwe, otwarte prezentowanie siebie” [5], wytrwałość – umiejętność finalizowania rozpoczętych zadań i dopełnianie zobowiązań.
 
(E) Tak, a entuzjazm to podejście do życia pełne energii i humoru. Dzielność zaś jest interpretowana jako męstwo.
 
(M) Chętnie zatrzymałabym się dłużej nad poczuciem humoru wpisanym w entuzjazm.
 
(E) Ja też, bo to bardzo interesujące i nierozerwalnie związane z radością życia zagadnienie, ale proponuję, aby poświęcić mu (poczuciu humoru) kolejną naszą wakacyjną rozmowę. Teraz jestem ciekawa, jak w rzeczywistości aptecznej rozumie Pani męstwo?
(M) Męstwo, w moim przekonaniu, przejawia się w gotowości do stawienia czoła temu, co budzi lęk, co jest trudne, co stanowi wyzwanie lub co daje ból. Jak widać męstwo przejawia się nie tyle w efekcie, co w naszej gotowości do zmierzenia się z przeciwnościami losu. Głośno jednak  myślę, czy aptekarska codzienność wymaga tak rozumianego męstwa?
 
(E) W moim odczuciu – jak najbardziej tak. Kiedy muszę zrobić coś wbrew rachunkowi ekonomicznemu, wbrew zadowoleniu pacjenta, lekarza lub przełożonych, ale działając na przykład w myśl ochrony dobra pacjenta – to wtedy wykazuję się męstwem.
(M) A co, Pani Ewo, z cnotą umiarkowania? Radość życia wielu osobom kojarzy się z nieograniczoną dostępnością do przyjemności, doświadczaniem nadmiaru, pełnego nasycenia, poczuciem, że nic nas nie ominęło. Tymczasem czytam (u Seligmana właśnie) o wartościowej umiejętności samoograniczania się.
 
(E) Tak, odnajdujemy w jego spojrzeniu i umiarkowanie w przyzwalaniu na to, aby to emocje kierowały naszym postępowaniem i umiarkowanie w oczekiwaniu, że inni będą nas obdarzać nieustanną uwagą. Człowiek umiarkowany według Seligmana to osoba, która potrafi wielkodusznie przebaczyć, jest skromna – wyraża się poprzez czyny, a nie słowa (szczególnie na swój temat), roztropnie dokonuje wyborów i z rozwagą powstrzymuje się od powiedzenia czegoś, czego kiedyś mogłaby żałować. Kwintesencją umiaru wydaje się być samoregulacja w obszarze własnych odczuć i zachowań. [6]
 
(M) Samoregulacja tak, ale podkreślmy – nie ponuractwo. Najwyraźniej słychać to w opisie cnoty transcendencji. Zdolność dostrzegania piękna w otaczającym świecie, zdolność przyjmowania z radością darów losu i wyrażanie wdzięczności za te dary, optymistyczne nastawienie na przyszłość, szczery śmiech i współdzielenie radości oraz duchowość, wybaczanie, a na koniec energia do podejmowania nowych wyzwań. W takim podejściu do życia nie ma miejsca na malkontenctwo.
 
(E) Ponawiam pytanie postawione na początku: czy postawa radości to dojrzałość, czy infantylizm?
 
(M) Z całym przekonaniem stwierdzam, że dojrzałość. Dojrzałość, w którą wpisuje się zgoda na ujawnianie uczuciowej strony własnej osobowości, na spontaniczność, ciekawość i twórczość. Literacki bohater, który kiedyś Panią urzekł i wciąż zachwyca wyraziłby to tak: Myślę głośno (nie lubię myśleć po cichu): „Życie to dobra rzecz, o tak! Drodzy przyjaciele, cała jego wada to to, że trwa za krótko" [7].
 
Ewa Sitko
Magdalena Bucior
[1] Romain Rolland „Colas Breugnon”
[2]  Aptekarz Polski wrzesień 2012, nr 73/51
[3] Porczyk S., w: „Dobre sobie” w : Poradnik Psychologiczny POLITYKI Tom 5
[4] Porczyk S., w: „Dobre sobie” w : Poradnik Psychologiczny POLITYKI Tom 5
[5] Stanisław Porczyk „Dobre sobie”, Poradnik Psychologiczny POLITYKI, Tom 5, str. 14
[6] Martin Seligman „Prawdziwe szczęście. Psychologia pozytywna a urzeczywistnienie naszych możliwości trwałego spełnienia”, Media Rodzina Warszawa 2005
[7] Romain Rolland „Colas Breugnon”
 

Podobne wpisy