|

05.2014 – „Marka? Jaka marka?”

maj 2014, nr 93/71 online
 
   Około miesiąca temu odwiedził mnie pacjent, który poszukiwał leku przepisanego przez lekarza na recepcie.Położywszy receptę zapytał mnie czy wszystko dostanie. Niestety nie mogłem mu natychmiast zaoferować całości – były tam bowiem przepisane preparaty lecznicze, których na co dzień nie mam w aptece. Pacjent zgodził się, że mogę mu „zapewnić” brakujące pozycje „niekoniecznie na jutro”. Ze swej strony, jak to mam w zwyczaju, odpowiedziałem, iż „…dokonam wszelkich starań, by ów lek sprowadzić jak szybko będzie to możliwe.” Sądziłem, że będzie to już następnego dnia. Szczęśliwie już w ciągu tygodnia (!!!) „zdobyłem” (po przeróżnych formach zabiegów i starań) zaledwie część ilości przepisanych produktów leczniczych. Po paru dniach przyszedł pacjent i lekko zdegustowany podziękował mi za to, co zrobiłem oraz powiedział: „A w innych aptekach, proszę Pana, mają to cały czas, w ilości każdej, jaką mam wypisaną na recepcie i nie miałem tam takich kłopotów, jak u Pana”. Szczęśliwie lek należał do preparatów podlegających refundacji, więc nie usłyszałem, że „…w dodatku tam było taniej!”…
   Osoby analizujące powyższy fragment tekstu mogą podczas oceny mojej postawy podzielić się na dwie grupy. Jedna uzna mnie za nieudolnego biznesmena, który nie zna się na organizacji i specyfice pracy w aptece oraz „niewłaściwie oceniającego potrzeby pacjenta, co wynika z analizy rynku”. Druga, że wskutek deficytu i ograniczonej dostępności leków, nie mogłem nic zrobić, bo przecież „inni mają tak samo”. Ja jednak zwrócę uwagę na inny aspekt powyżej opisanej sytuacji.
   Istnieje coś takiego, co nazywa się „marką”. Jest to rodzaj świadectwa o czymś lub o kimś i jednocześnie jest synonimem opinii. Specjaliści od budowy wizerunku wiedzą, że tzw. „dobre imię” buduje się latami. Renoma naszego zawodu nie przychodzi za pieniądze, a jest skutkiem wieloletniego podnoszenia kwalifikacji i bynajmniej NIE ZALEŻY od umiejętności kupieckich. Sytuacja na rynku farmaceutycznym i budowanie systemów sprzedaży bezpośredniej godzi w nasz zawód z tego powodu, że nieistotna staje się nasza wiedza i doświadczenie, a umiejętność kombinowania, tudzież posiadania znajomości, aby mieć dostęp do tzw. asortymentu deficytów.
   Pamiętajmy jednak o tym, że w obecnym systemie funkcjonowania aptek „żyjemy z marży”, czyli zarabiamy poprzez handel produktami leczniczymi. Marki apteki nie buduje się na handlu i niskiej cenie oraz wizerunkiem zewnętrznym, a jakością usług, za które nikt nam nie płaci. Jednak w obecnym systemie, skrajnie niesprzyjającym budowaniu dobrego imienia apteki, jeśli nie mamy „towaru” – nie możemy zarobić. Skoro nie zapewnimy pacjentom leków w naszych aptekach – pacjenci nie będą nas odwiedzać, gdyż oni poza naszą wiedzą potrzebują leków.
   Nie będzie dobrych aptek, silnych mądrością pracujących tam farmaceutów, jeśli obecny system, przy braku leków, będzie w dalszym ciągu obowiązywał. Wybieranie poprzez producentów produktów leczniczych aptek wyznaczonych do obrotu ich produktami (poprzez specjalne umowy) nie ma absolutnie żadnego znaczenia podkreślającego jakość wykształcenia pracujących tam osób. Budowanie marki poprzez podkreślanie stałego dostępu pacjenta do leku w takiej aptece nie ma nic wspólnego z apteką z definicji prawa określaną jako placówka ochrony zdrowia, bowiem jako taka ma ona łączyć wiedzę jak i zapewnienie ciągłej dostępności pacjenta do produktu leczniczego.
 
dr n. farm. Grzegorz Pakulski

Podobne wpisy