10.2010 – „Miejsca pracy dla farmaceutów i poziom wykształcenia pracowników aptek.”

Prof. dr hab. Małgorzata Sznitowska

Kierownik Katedry Farmacji Stosowanej
Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego
Studia na kierunku farmacja trwają obecnie 5 lat i 6 miesięcy (staż 6-miesięczny, kończący się pod koniec marca, jest wliczony w okres studiów), jest to więc niemal 6 lat studiów. Według prawa absolwent kierunku farmacja to farmaceuta, który otrzymując prawo wykonywania zawodu może podjąć pracę w aptece. W odniesieniu do farmaceutów pracujących w aptekach i hurtowniach farmaceutycznych stosuje się również termin „aptekarz”. Trzeba jednak przyznać, że pomimo ugruntowania historycznego i prawnego, termin „aptekarz” nie cieszy się w środowisku popularnością.Wydziały farmaceutyczne na przestrzeni dziesiątków lat przygotowywały farmaceutów do pracy nie tylko w aptece, ale też w instytutach naukowych, zakładach przemysłowych, laboratoriach środowiskowych i klinicznych, urzędach kontroli leków. Zróżnicowaniu miejsc pracy farmaceutów służyły programy studiów, w dużej mierze ukierunkowane na umiejętności chemiczne i analityczne. Niestety w latach 90-tych, z powodu wyjątkowo dobrej oferty finansowej dla pracowników aptek, absolwenci przestali interesować się generalnie innymi miejscami pracy. Jednocześnie na „opuszczone” przez farmaceutów miejsca z łatwością znajdowano chętnych, i czasami nawet lepiej ukierunkowanych oraz zmotywowanych biologów, biotechnologów, chemików.

W mojej opinii, nadzieje na ponowne mocne zaistnienie farmaceutów w laboratoriach analitycznych, w stacjach sanitarno-epidemiologicznych, czy nawet przy produkcji i kontroli jakości leków, są nikłe. Oczywiste jest, że farmaceuci nie mogą już konkurować o miejsca w laboratoriach klinicznych z kolegami – absolwentami wydziałów farmaceutycznych z
kierunku „analityka medyczna”. Dobra płaca i duża dostępność miejsc pracy w aptekach nie służy poszukiwaniu przez absolwentów farmacji pracy w innych instytucjach, tak jak ma to miejsce w przypadku „bezrobotnych” absolwentów innych kierunków studiów. I chociaż zawsze będą zdarzać się przypadki podejmowania przez farmaceutę pracy w przemyśle farmaceutycznym, czy laboratorium środowiskowym, to jednak stało się w ostatnich latach jasne, że farmaceuta to aptekarz.

Można oszacować, że co najmniej 95% absolwentów kieruje swoje kroki do aptek, w tym nie więcej niż 2% – do aptek szpitalnych. Szczególnie w Polsce północnej, gdzie zlokalizowane są tylko nieliczne zakłady farmaceutyczne i instytuty badawcze czy urzędy, praktycznie wszyscy absolwenci pracują w aptekach. Obecnie rzadko zdarza się, że farmaceuta trafia do firmy farmaceutycznej, by zajmować się informacją o leku – zastępowany jest np. absolwentem AWF…

Przy zmieniającej się sytuacji zawodowej konieczna jest głęboka dyskusja nad przyszłością zawodu farmaceuty, tak by można było lepiej zaprojektować system kształcenia. Chociaż w ostatnich latach nastąpiły pewne zmiany w programach nauczania farmaceutów w kierunku nauczania zawodu aptekarza, lecz nie są one wystarczające, ponieważ Uczelnie nie są do końca przekonane, o które miejsca pracy dla farmaceutów, poza apteką, należałoby zadbać lub walczyć.

W mojej opinii musiałby to być przemysł farmaceutyczny i urzędy związane z ochroną zdrowia. Należałoby jednak rozważyć, czy dla potrzeb przemysłu nie warto byłoby uruchomić nowego kierunku studiów – farmacji przemysłowej, natomiast na studiach farmaceutycznych skupić się na aptece i pacjencie, rozwijając bardziej farmację kliniczną. Więcej uwagi powinno się poświęcać nauczaniu przedmiotów takich jak „farmacja praktyczna w aptece”, „farmakoterapia”, a także wakacyjnym praktykom aptecznym oraz stażowi 6-miesięcznemu. W praktycznym nauczaniu zawodu brakuje dostatecznej liczby wzorowych aptek i ogólnopolskich, bardziej szczegółowych wytycznych. Absolwenci pracujący w aptekach mają rację dopominając się większego „umedycznienia” studiów, a przecież nadal 1000 godzin zajęć poświęconych jest chemii.

Uważam, że najpilniejsza jest jednak obecnie potrzeba zagwarantowania wszystkich miejsc pracy w aptece wyłącznie dla farmaceutów. W świadomości społeczeństwa (w tym lekarzy!) pracownicy aptek to magistrowie farmacji, absolwenci Uniwersytetów Medycznych, po pełnych studiach wyższych. Tymczasem rośnie nieustannie grupa pracowników aptek z dyplomem technika farmaceutycznego – absolwenta policealnej 2-letniej szkoły zawodowej. Zaskakuje fakt, że w czasach powszechności dyplomów uniwersyteckich, w skali kraju ponad połowa osób wydających leki w aptece (szacuje się, że nawet blisko 80%, lecz brak jest dokładnych danych) nie posiada wykształcenia wyższego, nawet niepełnego. Technik farmaceutyczny, zgodnie z programem szkół policealnych, nauczany jest przede wszystkim sporządzania leków – w warunkach aptecznych (receptura apteczna w aptekach otwartych i szpitalnych) lub przemysłowych, a nie jest przygotowany do prawidłowego wydawania leku (tę ostatnią umiejętność trudno jest opanować nawet w czasie 6-letnich studiów farmaceutycznych).

W niektórych krajach europejskich (np. Słowenia) technik farmaceutyczny rzeczywiście jest zatrudniany tylko w recepturze aptecznej, bez możliwości wydawania jakichkolwiek leków w aptece. W Niemczech technik farmaceutyczny może wydawać suplementy diety, środki higieny osobistej i materiały opatrunkowe, lecz nie może wydawać leków. W Wielkiej Brytanii osoba bez wykształcenia uniwersyteckiego może co najwyżej przyjmować recepty i sprawdzać kompletność danych, wyceniać recepty, a obliczeń, ważenia, czy mieszania prostych składników dokonuje pod okiem farmaceuty.

We wszystkich krajach europejskich (i nie tylko) istnieje wyraźna granica pomiędzy kompetencjami technika i farmaceuty w aptece. W Polsce natomiast doszło do niezwykle niebezpiecznej sytuacji przejmowania kompetencji farmaceuty przez techników. Według zapisów prawnych (Ustawa Prawo farmaceutyczne) technik farmaceutyczny, poza środkami odurzającymi i psychotropowymi, nie może wydawać z apteki produktów leczniczych zawierających substancje lecznicze bardzo silnie działające, określonych w Urzędowym Wykazie Produktów Leczniczych. Niestety, już od kilku lat Urzędowy Wykaz Produktów Leczniczych nie określa tej grupy leków. Gdy w Farmakopei Polskiej VIII ukazał się zaktualizowany spis substancji leczniczych kwalifikowanych jako bardzo silnie działające, reakcja techników była natychmiastowa i do różnych gremiów decyzyjnych wpływały protesty przeciwko zakazowi wydawaniu takich leków przez techników.

Już od kilkunastu lat tak skutecznie zaciera się różnica pomiędzy technikiem farmaceutycznym a farmaceutą, że trudno się dziwić ciągle rosnącej liczbie szkół policealnych dla techników farmaceutycznych i dużej ich popularności. Zgodnie z prawem takie szkoły powinny kształcić w systemie dziennym. Tymczasem na oficjalnych stronach internetowych Policealnego Studium Farmaceutycznego można znaleźć bez problemu oferty szkół nauczających techników farmaceutycznych w systemie piątek-niedziela. Liczba szkół dla techników ciągle rośnie i zrozumiałe jest zainteresowanie nimi młodych ludzi. Przecież zawód technika farmaceutycznego daje większy prestiż niż np. zawód technika fryzjerstwa lub usług pocztowych. Podobnie jak i w przypadku tych zawodów nie trzeba mieć matury, a mimo to wykonuje się czynności na równi z farmaceutą po niemal 6-cio letnich studiach.

Poważnym problemem jest nieodpowiedni poziom nauczania techników farmaceutycznych z powodu braku wykwalifikowanej kadry nauczającej i specjalistycznych, odpowiednio wyposażonych pracowni. Osobiście nauczam studentów farmacji technologii postaci leku, przedmiotu dominującego w nauczaniu techników farmaceutycznych (w programie jest ok. 500 godzin tego przedmiotu). Zetknęłam się osobiście tylko z osobami nauczającymi tego przedmiotu w tradycyjnej, przez dziesięciolecia istniejącej w Gdańsku, „starej” szkole dla techników farmaceutycznych, natomiast nigdy nie zdarzyło się, żebym poznała osoby nauczające ten przedmiot w istniejących na terenie Trójmiasta trzech czy czterech kolejnych, „nowych” szkołach tego typu. Podobne obserwacje mają nauczyciele akademiccy zawodu w innych regionach Polski. Doświadczeni nauczyciele zawodu niezwykle krytycznie oceniają też poziom egzaminów końcowych dla absolwentów szkół dla techników farmaceutycznych.

Najgorsze, że pacjent nie jest w stanie odróżnić technika farmaceutycznego od magistrów farmacji, ponieważ nie ma świadomości faktu obecności tych dwóch grup zawodowych, a noszenie identyfikatorów w aptece nie jest wymagane. Niestety właściciele aptek bardzo chętnie zatrudniają osoby bez studiów wyższych, a środowisko magistrów farmacji nie zabiega wystarczająco energicznie o zmianę tej sytuacji, co byłoby uzasadnione nawet zwykłym poczuciem odpowiedzialności społecznej.

Aktualnie szacuje się, że liczba techników farmaceutycznych wynosi około 80 tys. osób, a więc jest ich 4-krotnic więcej niż farmaceutów. Oznacza to też, że szansa spotkania w aptece farmaceuty wydającego leki jet stosunkowo niewielka. W praktyce często nawet nie jest respektowany zapis , że technik farmaceutyczny nie może nigdy pozostawać  sam w aptece. W XXI wieku nie uznaje się za słuszne wydawanie leku z podaniem tylko jego ceny, lecz standardy światowe wymagają rozmowy z pacjentem i doradzania oraz instruowania na temat użytkowania leku, zarówno na receptę jak i bez recepty. Jest oczywiste, że wykształcenie technika farmaceutycznego nie jest wystarczające do udzielania informacji o lekach. Zgodnie z obowiązującymi standardami w innych krajach europejskich technicy farmaceutyczni nie są dopuszczani do wydawania leków, a na pewno nie w takim zakresie jak w Polsce. Sytuacja, jaką obserwuje się w Polsce jest wyjątkowa w skali światowej i wszystko wskazuje na to, że w przypadku braku jakichkolwiek działań problem będzie się pogłębiał. Można mieć obawy, że przy istniejących trendach w roku 2020 tylko 10% personelu aptecznego będzie legitymować się dyplomem studiów wyższych. W żadnym razie nie można do tego dopuścić.

Uważam, że przede wszystkim, w świetle wymagań stawianych aktualnie innym zawodom medycznym, jak również w zgodzie z dbałością o najwyższą jakość usług aptecznych, należy spowodować likwidację szkolenia techników farmaceutycznych na poziomic szkół policealnych. Technicy, którzy nabyli już uprawnienia zawodowe pozostaliby w zawodzie, lecz nie pogłębiałaby się sytuacja patologiczna obserwowana aktualnie. Podobnie jak i inne zawody medyczne, służby pracujące w aptece byłyby kształcone jedynie na poziomie uniwersyteckim.

Natychmiast należałoby też zadbać o prawny wymóg posiadania identyfikatorów pozwalających pacjentom (i lekarzom, również nieświadomym zaistniałej sytuacji) na odróżnienie farmaceuty od technika farmaceutycznego.

Środowisko akademickie powinno podjąć się wyzwania i promować nowy model aptekarza, na miarę XXI wieku, intensyfikując działania reformujące programy nauczania, najlepiej we współpracy z samorządem aptekarskim.

Dalszej dyskusji wymaga, czy wprowadzone byłyby licencjaty czy też pozostałyby wyłącznie studia magisterskie. Na uruchomienie dwustopniowych studiów farmaceutycznych (3 lata licencjat oraz 2 lata studia magisterskie) nie ma zgody uczelni, które obawiają się zagrożenia akademickiego charakteru kształcenia farmaceutycznego. Osobiście również wolę utrzymać jednolite studia magisterskie, nie dające możliwości kierowania do aptek personelu niedostatecznie wykształconego. Ale przecież taki personel już w aptekach istnieje i skutecznie zastępuje magistrów farmacji. Gdy dobro pacjenta ma być wartością nadrzędną, właściwsze jest stworzenie mu codziennego kontaktu z osobą po maturze i po 3-letnich studiach licencjackich, zamiast z osobą bez wykształcenia akademickiego.

O ile wiem, nie jest również możliwa w obecnej sytuacji realizacja rozsądnej propozycji, by likwidując szkoły policealne zaproponować również technikom studia pomostowe, dające im okazję uzyskania wykształcenia uniwersyteckiego na poziomie licencjatu. Takie rozwiązanie przyjęto tylko w odniesieniu do pielęgniarek, co tłumaczy się wyjątkową sytuacją – pielęgniarki w Polsce miały dorównać poziomem kompetencji pielęgniarkom w Europie. Szkoda, że farmacja nic może liczyć na taką troskę.

Należy zdawać sobie sprawę, że od decyzji podejmowanych w najbliższych 2 latach będzie zależeć jak będzie wyglądał kształt polskiej farmacji i poziom aptekarstwa w Polsce w szybko zbliżających się latach 20-tych XXI w. Temat zawarty w tytule tego artykułu jest niezwykle ważny i nie może być odłożony na później lub zlekceważony. Konieczne jest zaangażowanie w dyskusję i działania nie tylko uczelni i samorządu zawodowego, ale także Ministerstwa Zdrowia, a nawet parlamentarzystów.

Podobne wpisy