10.2010 – „Rozstrojone umysły.”

Kluczem, według którego Draaisma dobrał bohaterów swojej pracy są eponimy. Eponim oznacza nazwę odimienną, a takich w medycynie nie brakuje. Najlepiej znane to choroba Parkinsona, Alzheimera, czy zespół Korsakowa. Autor opisuje także mniej znane, ale intrygujące dolegliwości umysłu. W przypadku niektórych z nich pełna etiopatogeneza nie została poznana do dziś, co pozwala czytelnikowi uświadomić sobie, jak niewiele wciąż wiemy o funkcjonowaniu ludzkiego mózgu. Dobrym przykładem jest syndrom Capgrasa. Osoba dotknięta nim uważa, iż osoby z jej bliskiego otoczenia zostały podstępnie zamienione na sobowtóry. Często opłakuje „zaginionych” bliskich, nie potrafi nawiązać więzi z „oszukańczym” mężem, czy „podmienionym” dzieckiem. Lata badań nad tym syndromem przywiodły uczonych do wniosku, iż u cierpiących na to zaburzenie ludzi upośledzeniu uległa zdolność wizualnego rozpoznawania twarzy. Chory rozpoznaje wprawdzie wizerunek znajomej osoby, ale nie potrafi już jej powiązać z wartościami emocjonalnymi, które jej uprzednio przypisywała. Tę sprzeczność mózg usiłuje rozwiązać tworząc przekonanie, iż widziana osoba musi być sobowtórem. Teoria wydawała się doskonała do roku 2002, kiedy to zdiagnozowano zespół Capgrasa u chorej niewidomiej. Rok później opisano przypadek pacjentki, która uroiła sobie, iż jej córka została zastąpiona przez sobowtóra na podstawie rozmowy telefonicznej. W obu przypadkach kontakt wzrokowy był wykluczony. Inne ciekawe, niezbyt szeroko znane choroby opisywane przez Draaismę to zespół Gillesa de la Tourette’a (tiki ruchowe i werbalne z koprolalią, czyli patologicznym przymusem wypowiadania wulgaryzmów), syndrom Bonneta (nietypowe omamy wzrokowe), epilepsja Jacksona, czy zespół Clérambaulta (erotomania i przekonanie o tym, że jest się kochanym przez osobę o wysokiej pozycji społecznej).
W „Rozstrojonych umysłach” przewija się także wątek rozważań nad zadaniami, jakie stawia współczesnym badaczom nowoczesna nauka, a także zaduma nad miejscem historycznych odkrywców w dziejach ludzkości. Rekonstrukcja zdarzeń prowadzących do nazwania danego zaburzenia nazwiskiem konkretnej osoby, prowadzi autora niejednokrotnie do konkluzji, że w wielu przypadkach w historii neurologii zapisali się nie zawsze badacze, którzy w istocie dane zjawisko odkryli. O nadaniu eponimu decydowały często względy praktyczne lub łut szczęścia. Szansę na zapisanie się na kartach historii neurologii miały w szczególności osoby cieszące się autorytetem w świecie nauki, konsekwentne w zgłębianiu swojego odkrycia, systematyzowaniu obserwacji i publikacji swoich wyników, a także ci, którym udało się zainteresować różnego rodzaju ciała opiniotwórcze swoich czasów. Nie oburza się jednak na to, wręcz przeciwnie: „Prekursorzy, poprzednicy i „pierwotni odkrywcy” pojawiają się na kartach historii na wspak do chronologii: nadchodzą po eponimie. Bez osoby uhonorowanej eponimem nikt by się o nich nie dowiedział, ich dorobek spoczywałby nadal w rocznikach starych archiwów, jak w kryptach.”
Autor konkluduje, iż era eponimów w medycynie dobiega końca. Dzisiaj odkrywca nigdy nie jest samotny. Współczesne problemy badawcze są zbyt złożone, aby pojedynczy człowiek swoją wiedzą i czasem mógł je w pełni ogarnąć w pojedynkę. Jednocześnie oddaje honor uczonym, którzy swoje dokonania tworzyli w warunkach – z dzisiejszego punktu widzenia – bardzo trudnych. Parkinson – co dzisiaj byłoby niewyobrażalne – sporządził opis symptomów (zresztą bardzo szczegółowy) opierając się m.in. na obserwacji przechodniów. Brak technik obrazowania mózgu sprowadzał pracę lekarza do starannej obserwacji chorego. Zwieńczeniem przypadku było pośmiertne badanie mózgu. Choć brzmi to makabrycznie, prawdziwą machiną napędową dla badań nad funkcjonowaniem mózgu byli pacjenci szpitali wojskowych, ranni na polu walki. Łatwe do zlokalizowania urazy (np. postrzały), możliwość obserwacji znacznej liczny przypadków dawała znakomity materiał badawczy.
Polecam tę wciągającą i – wbrew pozorom – lekką lekturę wszystkim zafascynowanym medycyną.
Państwowy Instytut Wydawniczy
Historie chorych i dzieje chorób
wydanie I, oprawa miękka, 234 s.