06.2009 – „Czasem lato nad wodą…” – poezje Marii Lidii Czyż

Ten dzień miał być zupełnie inny
kropla po kropli spływały barwy pogodnego
nieba
zmywały szare godziny,
a jednak zgubiłam się,
czyżby w minutach złego dnia
czy w słowach głośnych wczorajszej gazety?
Pozostaje mi tylko
iść powoli
w stronę zachodzącego dnia.

Gdy cisza zamienia się
w szelest sekund porannych
rozgniatam chwilę w dłoniach –
pachnie dziką miętą.
Gdy jeszcze nie ranią
złe godziny
mogę spojrzeć w oczy
najpiękniejszemu z kwiatów.

Moja dusza
wylęgła się w lipcowe
skwarne południe,
w grubej sośnie
starej i samotnej.
Przywarowały białe obłoki,
rzeka lekko woda szeptała
światło było
i cisza.

W ogrodach Aranjuezu
przekwitły już rododendrony
stoję nad brzegiem
spokojnej wody
i patrzę w błękitne oczy nieba,
a wokół południe.

Wypadły mi z rąk
dni spokojne pachnące orzechami w trawie
i noce,
gdy uśmiechają się sny i słowa opustoszały.
Rozlała się mgła po łąkach –
białe spojrzenie wiśniowego zachodu.
Tam, gdzie wiosną rwałam kwitnące minuty
pachnie młode wino i wczesne astry.
Piękne dziś było pożegnanie słońca
lecz już nie będę rozważać losów
przypadkowej łzy.