Lepsza, doskonalsza, szlachetniejsza. Pomimo skromnych środków technicznych, przy odrobinie chęci…

Należy jednak podkreślić, że nie były to jedyne badania naukowe, prowadzone w polskich aptekach w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Wręcz odwrotnie: ambicje farmaceutów wykraczały wówczas daleko poza typowe i przypisane aptekom formy działalności, tj. wykonywanie leków według z góry narzuconych przepisów i ich sprzedaż. Rozmach, szeroki zakres i sama liczba badań naukowych, które wykonywane były w skromnych najczęściej aptecznych laboratoriach czy izbach recepturowych, zdumiewa. Historycy polskiej nauki nie zdają sobie zapewne sprawy, że to właśnie w polskich aptekach rodziły się pierwsze praktyczne zastosowania technik chromatograficznych czy odkrywcze modyfikacje w metodykach tzw. analiz fizjologicznych.


Czytelnika przeglądającego łamy czasopism farmaceutycznych z okresu dwudziestolecia międzywojennego zdumiewa ilość artykułów w których nagłówku widnieje adnotacja o afiliacji autora: „Z laboratorium apteki…”, tym bardziej, że pod względem ilości właśnie mogły one z powodzeniem konkurować z publikacjami pracowników uczelni wyższych, Państwowego Zakładu Higieny czy laboratoriów czołowych polskich firm farmaceutycznych. Jeżeli czytelnikiem tym jest dodatkowo na co dzień praktykujący aptekarz do zdumienia dołączyć może się i wzruszenie – jak wielkie ambicje i rozmach, jakie samozaparcie i siłę ducha posiadali nasi poprzednicy, by do codziennej pracy za apteczną ladą dołączyć tak piękną działalność! Niniejszy artykuł stanowi krótki przegląd najciekawszych i – z perspektywy czasu – najcenniejszych przejawów tego typu działalności aptekarzy w okresie dwudziestolecia międzywojennego.


Z doskonale znaną czytelnikom „Aptekarza Polskiego” postacią profesora Bronisława Koskowskiego wiążą się niezliczone inicjatywy, zarówno na polu farmacji aptecznej, jak i naukowej. W roku 1925 Koskowski opublikował jeden z najważniejszych polskich podręczników farmaceutycznych: dwutomową „Naukę o przyrządzaniu leków i ich postaciach”. Z pewnością za najbardziej nowatorską jego część uznać można rozdział zatytułowany „Badanie leków na zasadzie włoskowatości. Analiza kapilarna”, rozwinięty w kilka lat później w osobnej monografii, zatytułowanej „Analiza kapilarna w zastosowaniu do oceny tożsamości i dobroci preparatów farmaceutycznych”. Obydwa te dzieła Koskowskiego szczegółowo zreferowałem w innych publikacjach, [3] nadmieńmy więc tylko, że analiza kapilarna opierała się na mechanizmie znanym powszechnie dla chromatografii bibułowej, a różniła się od niej brakiem typowej fazy ruchomej i punktowego nanoszenia próbki. Rozdzielenie chromatograficzne następowało na skutek przepływu przez bibułę samej tylko płynnej próbki (np. nalewki), której składniki poruszały się z różną prędkością na skutek różnic w ich powinowactwie do fazy stacjonarnej, którą była bibuła. W rezultacie uzyskiwano tzw. „widmo strefowe”, w założeniu – charakterystyczne dla danej próbki. Profesora Koskowskiego, farmaceutę i praktykującego w młodości aptekarza, uznać możemy za pioniera technik chromatograficznych w Polsce, i już sam ten fakt mógłby nas napawać dumą. Mamy jednak do niej znacznie więcej powodów!


Analiza kapilarna, znakomicie nadająca się do badań płynnych leków ziołowych, takich jak nalewki czy intrakty, zainspirowała pracowników warszawskiej apteki Gessnera, którzy ogłosili na jej temat dwie odkrywcze publikacje. Mogą one uchodzić za pierwsze polskie artykuły naukowe, w których w analizie farmaceutycznej wykorzystano techniki chromatograficzne! Autorem pierwszego z nich, opublikowanego w roku 1932 na łamach „Wiadomości Farmaceutycznych”, był młody magister farmacji, Tadeusz Goettinger, absolwent studiów farmaceutycznych w Krakowie z 1929 roku. Artykuł zatytułowany był „Wykrywanie alkaloidów w nalewkach metodą kapilarną”, a jego zasadniczą częścią było przedstawienie opracowanej przez autora możliwość zastosowania analizy kapilarnej jako chromatograficznej techniki preparatywnej: zadaniem mem było oczyszczenie danego alkaloidu, znajdującego się na bibule, i otrzymanie go w bardziej skoncentrowanej formie. (…) w tym celu obraz kapilarny, otrzymany przez 24-godzinne zanurzenie paska bibuły w nalewce, suszymy dokładnie w suszarce, a następnie wkładamy do wody na głębokość ½ – 1 cm. Woda nasiąka w bibułę, unosi związki rozpuszczalne i osadza je wyżej. Autor trafnie zaobserwował, że związki nierozpuszczalne zostają na swych dawnych miejscach. A więc alkaloidy, jako ciała rozpuszczalne w wodzie, będą unoszone w górę. W ten sposób woda wzbogaca górne warstwy widma strefowego w alkaloidy, a zabiera je dalszym warstwom. (…) czynność tę można nazwać podciąganiem wodą. Doświadczenia przeprowadzone techniką analizy kapilarnej Goettinger podsumowywał: analiza kapilarna z opisanemi przeze mnie modyfikacjami (…) jest (…) metodą prostą, wymagającą mało substancji wyjściowej, mało odczynników i przyborów. Jest więc metodą tanią.


W rok później kolejny pracownik apteki Gessnera, magister farmacji Ludmiła Świerczyńska, świeżo upieczona absolwentka studiów farmaceutycznych w Warszawie (1931), ogłosiła w „Farmacji Współczesnej” artykuł zatytułowany „O możliwościach zastosowania analizy kapilarnej do badania preparatów recepturowych”, będący treścią odczytu wygłoszonego na Zebraniu Ogólnem Stow.[arzyszenia] „Nowa Farmacja” w dniu 1 czerwca 1933. Przedstawione przez nią wyniki były dalszą częścią systematycznych i szeroko zakrojonych badań, prowadzonych w warszawskiej aptece: mamy (…) nadziejępisała – że prace naszego laboratorjum będą jednym z fragmentów przyszłej analizy kapilarnej o szerokiem zastosowaniu praktycznem. Autorka szczegółowo precyzowała postawione przed nią zadanie: kontynuując w temże laboratorjum pracę nad analizą kapilarną miałam za zadanie zbadać możliwości zastosowania analizy kapilarnej do badania preparatów recepturowych oraz przedewszystkim sprawdzenia innych metod, któreby pozwoliły na wciągnięcie na bibułę większych ilości płynu, a co za tem idzie otrzymanie większej ilości substancji do badania. Niestety celowi temu nie udało się sprostać, pomimo zastosowania bardzo interesujących rozwiązań technicznych. Autorka nie wahała się więc napisać: możemy więc odpowiedzieć na pytanie, czy do mikstury dodano Inf. Ipecacuanhae, czy w kroplach mamy rozpuszczoną kodeinę, chininę czy kofeinę, byłoby natomiast niemożliwością zbadać krople o składzie nieznanym, a to dlatego, że analiza kapilarna posługuje się ilością substancji zbyt małą do wykonania całego szeregu skomplikowanych reakcyj rozpoznawczych.


Na pionierskich i bardzo odkrywczych badaniach z zakresu analizy kapilarnej aktywność naukowa polskich aptekarzy w okresie dwudziestolecia międzywojennego oczywiście nie kończyła się. W artykule „Apteka – placówką zdrowia publicznego” [4] oraz „Apteka – laboratorium” wspomnieliśmy o planach działaczy organizacji aptekarskich zmierzających do nadania aptekom trwałej i mocnej pozycji w służbie zdrowia, m.in. poprzez prowadzenie w nich tzw. analiz fizjologicznych, czyli badań diagnostycznych krwi, kału, czy moczu. Jak pamiętają Czytelnicy „Aptekarza Polskiego” wiele aptek włączyło się aktywnie w te plany, uruchomiło laboratoria analityczne i bardzo szybko zyskało uznanie, zarówno wśród lekarzy, jak i pacjentów. Oczywiście prowadzenie analiz fizjologicznych według gotowych już metodyk nasunęło aptekarzom myśli o możliwości ich licznych modyfikacji i ulepszeń.


Bardzo ciekawą pracę, zatytułowaną „Z badań nad metodami wykrywania krwi w moczu” ogłosił w „Wiadomościach Farmaceutycznych” w 1930 roku Henryk Szancer, pracownik apteki Gustawa Szancera w Przemyślu, cytowany już w artykule „Apteka – laboratorium”. Autor ten – nadmieńmy – absolwent studiów farmaceutycznych w Krakowie z roku 1926, w roku 1929 uzyskał doktorat w Paryżu i był jednym z najaktywniejszych naukowo polskich aptekarzy. Szancer dokonał bardzo szczegółowej, krytycznej oceny stosowanych dotychczas prób, tzn. próby benzydynowej, próby Boasa, próby Fordwaenglera oraz próby Webera i doświadczalnie oszacował czułość poszczególnych metod. Pierwszeństwo przed innemi dał próbie benzydynowej, o ile do tego celu posługiwać się eterowym wyciągiem badanego moczu. Obok cytowanego powyżej artykułu, Szancer ogłosił jeszcze szereg innych, dotyczących głównie analizy moczu. Wymieńmy tu m.in. artykuł nagrodzony w roku 1930 w Konkursie „Wiadomości Farmaceutycznych” i zatytułowany „Na marginesie reakcji Seliwanowa”, w którym omówił optymalny sposób prowadzenia tytułowej reakcji, stosowanej m.in. do oznaczania zawartości fruktozy w moczu. Kolejnym, bardzo odkrywczym opracowaniem, było „Wykrywanie Pyridium w moczu”, do którego przyczynkiem stało się badanie, jakie autor przeprowadził w aptecznym laboratorium analitycznym. Otóż po podaniu nowowprowadzonego leku, pod nazwą Pyridium, środka odkażającego drogi moczowe, (…) wedle badań klinicznych, bardzo skutecznego w przypadkach zakaźnych schorzeń narządów moczopłciowych, (…) mocz (…) posiada barwę krwisto-czerwoną, łudząco przypominającą mocz krwawy, co niepokoi (…) lękliwych zwłaszcza pacjentów. Jak relacjonuje autor, w przemyskiej aptece miał sposobność badać mocz pacjentki chorej na cystitis, a leczonej „Pyridium”. Dzięki uzyskanemu materiałowi doświadczalnemu Szancer mógł nie tylko stwierdzić, że obecność leku w moczu przeszkadza wykonaniu szeregu codziennych reakcyj praktykowanych przy badaniu moczu, ale także opracować proste reakcje chemiczne, potwierdzające obecność „Pyridium” w moczu, a nie zachodzących z moczem niezawierającym omawianego związku.


Większość artykułów naukowych autorstwa aptekarzy poświęcona była zagadnieniom farmacji stosowanej i technologii postaci leku. Magister Antoni Piotrowski, właściciel apteki w Złoczewie, ogłosił w „Wiadomościach farmaceutycznych” z 1931 roku bardzo interesujący i zaskakująco dojrzały artykuł „O racjonalnem przyrządzaniu płynu Burowa”, opatrzony adnotacją „Z pracowni własnej”. Autor zestawił aż dziewięć przepisów na przygotowanie płynu Burowa, pochodzących z farmakopei całego świata, na podstawie przeprowadzonych doświadczeń dokonał ich krytycznego omówienia i wytknął braki dotychczasowych przepisów farmakopealnych. Zaproponował także projekt własny, oparty na rozważaniach (…) i próbach preparatywnych. W kilka lat później, w roku 1935, magister Piotrowski ogłosił artykuł, także z zakresu farmacji stosowanej, zatytułowany „Sirupus jodotannicus phosphoricus. Przygotowanie i analiza”. Przytoczmy tu słowa wstępu: częste narzekania na trudności przygotowywania tego preparatu wg. istniejących przepisów skłoniły mnie do wyświetlenia na drodze preparatywnej poszczególnych faz otrzymywania oraz do wyjaśnienia ewentualnych czynników, zakłócających normalny przebieg reakcji. W rok później ukazała się z kolei praca „Tak zwany Sirupus Kreosoti lactici compositus” w której wykazał różnice pomiędzy przepisem rekomendowanym przez Polskie Powszechne Towarzystwo Farmaceutyczne, a tzw. syropem Famela (preparat „Betain”) i podał własny, racjonalny przepis na otrzymywanie syropu kreozotowego. W tym samym 1936 roku Piotrowski opublikował bardzo wartościowy artykuł „Guttae Inoziemcowi. Własności fizyczne i normy analityczne” w którym zmierzył się ze znanym wówczas problemem: filtrować czy nie filtrować ów popularny preparat galenowy. We wstępie czytamy: powstanie osadu w kroplach Inozjemcowa budziło zawsze niechęć aptekarza do tego przetworu, gdyż nasuwało przypuszczenie, że wraz z osadem wypadają z roztworu najcenniejsze składniki przetworu, tj. alkaloidy makowca i kulczyby i – być może – w ilościach znacznych. W rezultacie przeprowadzonych badań Piotrowski wykazał, że na zadane wcześniej pytanie należy odpowiedzieć twierdząco, gdyż pomimo przefiltrowania krople Inozjemcowa zawierają duże ilości alkaloidów. Podał ponadto podstawowe normy analityczne, dzięki którym można było wskazać na ewentualne fałszerstwo preparatu i postulował wprowadzenie kropli Inozjemcowa do przepisów oficynalnych Farmakopei polskiej.


Antoni Piotrkowski nie był oczywiście jedynym aptekarzem, który publikował prace z zakresu farmacji stosowanej i technologii postaci leku. Cytowany już w artykule „Apteka – miejscem pracy naukowej” magister Edward Łukaszewicz, absolwent studiów farmaceutycznych w Warszawie z roku 1930, wraz z magistrem Stanisławem Otrębskim, który studia ukończył również w stolicy, tyle, że o rok wcześniej, ogłosili interesującą pracę doświadczalną zatytułowaną „Porównawcza analiza piperazyn musujących”, afiliując „Laboratorium apteki mgra Marcelego Jagiełłowicza w Sosnowcu”. Autorzy oznaczyli m.in. zawartość czystej piperazyny w procentach, czas rozpuszczania 3 g w 10 cm3 wody, odczyn przed zagotowaniem i po zagotowaniu oraz alkaliczność i kwasotę 1 g piperazyny mus.[ującej]. Wyniki były zaskakujące: najbardziej charakterystyczne jest to, że najdroższa z piperazyn firmy Midy wykazała najmniejszą procentowość czystej piperazyny. To nas nieco zaskoczyło. Najwyższa zawartość piperazyny odnotowana została w preparacie wykonanym w macierzystej aptece i… w konkurencyjnej aptece Ubezpieczalni Społecznej w Sosnowcu. Autorzy zastrzegali jednak, że cała ta praca została wykonana nie w celu zdyskredytowania niektórych preparatów ani też zareklamowania innych, lecz aby wykazać, że aptekarz na prowincji, pomimo skromnych środków technicznych, przy odrobinie chęci może wyrobić sobie właściwy pogląd na wartość poszczególnych środków leczniczych. Z pracy autorzy wyciągnęli także i inne wnioski: swoimi spostrzeżeniami, popartymi dowodami, [aptekarz] powinien przy okazji podzielić się z lekarzem, który niejednokrotnie ma zupełnie sprzeczny pogląd na właściwe cechy patentowanych środków leczniczych, oparty wyłącznie tylko na broszurach i ulotkach reklamowych, popartych odpowiednią „próbką lekarską”.


Opisane powyżej przykłady naukowego zaangażowania polskich aptekarzy, którzy laboratoria i receptury swych aptek potrafili zamienić w laboratoria badawcze, świadczą o ambicjach, niezmiennie towarzyszących naszemu środowisku. Ukończenie studiów farmaceutycznych już od okresu dwudziestolecia międzywojennego stawiało nas w rzędzie najwszechstronniej wykształconych specjalistów, m.in. z zakresu wielu gałęzi chemii i biologii, żywienia człowieka, toksykologii, farmakologii, analityki… Próżno szukać studiów o równie bogatym programie, dzięki którym zdobywa się tak zróżnicowaną wiedzę! Nie bez powodu dawni farmaceuci rozsadzali – przyznajmy to – sztywne ramy, wyznaczone przez codzienną rutynę naszej pracy, poszukując dla swojej wiedzy ujścia i pola do działania, choćby w opisanej powyżej postaci. Z pewnością nie było to łatwe, wymagało także wielu poświęceń, i to nie tylko czasu. Obecnie rzeczywistość znacznie bardziej sprzyja naukowym aspiracjom aptekarzy. Po pierwsze: dojrzewający obecnie model opieki farmaceutycznej pozwala nasze – z tak wielkim trudem zdobywane! – wykształcenie w pełni spożytkować, nadając pracy w aptece prawdziwie głęboki sens. Po drugie wreszcie: system ustawicznego kształcenia sprzyja kontaktom i współpracy z farmaceutycznym środowiskiem naukowym, premiując także własną działalność naukową i publicystyczną aptekarzy. Warto te okazje wykorzystać, wystarczy przecież odrobina chęci

dr n. farm. Maciej Bilek

piśmiennictwo u autora

 [1] M. Bilek: Lepsza, doskonalsza, szlachetniejsza… Apteka – miejscem pracy naukowej. „Aptekarz Polski”, czasopismo internetowe Naczelnej Izby Aptekarskiej 2015, nr 4, ss. 39-43.

[2]  M. Bilek: Lepsza, doskonalsza, szlachetniejsza… Apteka – laboratorium. „Aptekarz Polski”, czasopismo internetowe Naczelnej Izby Aptekarskiej 2015, nr 2, ss. 36-41.

[3]  M. Bilek, J. Namieśnik: Rozwój technik chromatograficznych. Zastosowanie w polskich laboratoriach zajmujących się analizą farmaceutyczną. Analityka – Nauka i Praktyka 2015, nr 4, ss. 61-63; M. Bilek, J. Namieśnik: Chromatographic techniques in pharmaceutical analysis in Poland: history and the presence on the basis of papers Publisher in selected polish pharmaceuticals journals in XX century. Acta Poloniae Pharmaceutica – Drug Research 2016, nr 3, ss. 605-612.

[4]  M. Bilek: Lepsza, doskonalsza, szlachetniejsza… Apteka – placówką zdrowia publicznego. „Aptekarz Polski”, czasopismo internetowe Naczelnej Izby Aptekarskiej 2015, nr 3, SS. 37-41.

 

Podobne wpisy