Noworoczne podarki
Współcześni aptekarze Nowy Rok świętują z satysfakcją dobrze wykonanego remanentu i ostatnią rzeczą, o której wówczas myślą jest praca! Co ciekawe sto kilkadziesiąt lat temu było zupełnie inaczej. Nawet najstarsi i najbardziej nobliwi aptekarze spędzali ten dzień na… pakowaniu prezentów! W latach siedemdziesiątych XIX wieku istniał bowiem zwyczaj wysyłania przez aptekarzy kadzideł (zwanych dawniej trociczkami), słodyczy lub kosmetyków tym pacjentom, którzy… mieli nie uregulowane rachunki, czyli po prostu – długi u aptekarza! Prezenty te, zwane „noworocznymi podarkami”, miały właśnie przypomnieć o tym długu.
XIX-wieczna apteka i jej właściciel
Fotografia ze zbiorów Jacka Rudego.
Jego doświadczenia były jednoznaczne: okazało się bowiem, że ci, którzy mieli zwyczaj [regularnego] płacenia [za leki w aptece] poczynali brać na rachunek, aby z takowym otrzymać na nowy rok piękne pudełko z kadzidłem… Mało tego: często do aptekarza zgłaszano pretensje jeżeli który dom dostał mniej piękne lub mniejsze pudełko. W roku 1877 cytowany farmaceuta jednym zamachem obalił „drogi” zwyczaj. I cóż się okazało? Sam Lachowicz dowcipnie pisał, że pierwszy dzień nowego roku przeszedł szczęśliwie bez wywrotu społecznego w kraju, ba nawet bez podniesienia rewolucyi w miejscu mojej siedziby! Jaworowski aptekarz skłonny był nawet twierdzić, że wszyscy powinni zarzucić ów zastarzały, najmniejszej racyi bytu nie mający zwyczaj. Apelował także, aby nie obawiać się, że pacjenci zrezygnują z usług aptekarza, który nie będzie rozsyłał „noworocznych podarków”, gdyż aptece prowadzonej umiejętnie i sumiennie na pewno w żaden sposób to nie zagrozi. Postulował także, aby zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na środki naukowe dla uczniów aptekarskich, kształcących się w danej aptece.
Przeciwko praktyce „noworocznych podarków” wypowiedział się także na łamach „Czasopisma Towarzystwa Aptekarskiego” magister Rudolf Heger, świeżo upieczony właściciel apteki w Kańczudze. Pisał wprost: nikt bardziej nie jest powołany zaniechać stare – co najmniej niewygodne – zwyczaje „jak tatuś robili”, jak aptekarz który dopiero aptekę założył. Galicyjscy aptekarze w swej walce z „noworocznymi podarkami” poszli tak daleko, że składali pisemne deklaracje ich nie rozsełania. Niektórzy mogli pochwalić się nawet i tym, że jako zwolennicy postępu nigdy takowych nie rozsyłali!
Ciekawym przykładem był tu magister Wojciech Pik, właściciel apteki w Krośnie, który odrzucając rozsyłanie „noworocznych podarków”, od roku 1875 zaczął regularnie przekazywać pewną sumę na szkołę miejscową. Jak jednak zastrzegała redakcja „Czasopisma Towarzystwa Aptekarskiego” przykład ten (…) nie znalazł chętnych naśladowców. Redaktorzy snuli przypuszczenia, że aptekarze bali się, że wraz z odejściem jednego haraczu narodzi się nowy. I radzili: kto z aptekarzy chce się uwolnić od (…) ciężaru w sposób honorowy, ten nie potrzebuje szukać obcych instytucyj, albowiem zawód nasz posiada własne, które wspierać jest naszym obowiązkiem – do którego jednak nie wielu się poczuwa. Redakcja „Czasopisma Towarzystwa Aptekarskiego” zalecała, aby dobrowolne datki, w zamian rozsyłania „noworocznych podarków”, przesyłać na lwowską czytelnię w połączeniu z wykładami dla uczni aptekarskich lub na pokrycie licznych wydatków samego Towarzystwa Aptekarskiego. W cytowanym artykule redakcyjnym apelowano: Oszczędzajmy tam, gdzie możemy, a nie żałujmy tam, gdzie potrzeba wymaga.
Nie nam oczywiście sądzić, czy walka z „noworocznymi podarkami” była rzeczywiście konieczna. Opisane powyżej zjawisko i jego oddźwięk nauczyć nas może jednak czegoś zupełnie innego: spójrzmy, jak bardzo wrażliwi i czuli byli dawni aptekarze na przeróżne zjawiska, mające miejsce w zawodzie. Stronice dawnych czasopism farmaceutycznych pełne są dyskusji, polemik, a nawet i awantur, które – oczywiście w kulturalnym tonie – toczyły się pomiędzy aptekarzami. Zawód żył! Myśli i idee tętniły! Każdy za swój obowiązek uważał wypowiedzieć się w nurtującej kwestii…