Lepsza, doskonalsza, szlachetniejsza… Apteka pełna książek

sierpień 2015, nr 108/86 online
 
    Prowadząc przed kilku laty badania nad historią aptek południowej Małopolski i spotykając się z potomkami ich właścicieli (często również farmaceutami), miałem okazję niejednokrotnie zaglądać na zakurzone strychy, do piwnic, czy do starych, od półwiecza nie otwieranych szaf i skrzyń. To, co uderzało mnie wówczas najbardziej i co stwierdziłem w kilkunastu miejscach, to wielki szacunek, z jakim przechowywane były stare apteczne książki. W znakomitym stanie, starannie zawinięte w papier, obwiązane konopnym sznurkiem, czekały cierpliwie na kolejnych czytelników – wydawać by się mogło, zamknięte przed chwilą przez pierwszych właścicieli… Ślady intensywnego użytkowania były widoczne tylko dla wprawnego oka.
   Wśród zachowanych aptecznych bibliotek zdarzały się książki o wyjątkowych tytułach, adresach wydawniczych, czy nawet datach wydania, jednak znakomita większość pozycji powtarzała się. W rozmowach z potomkami dawnych aptekarzy, także aptekarzami, odczuć można było wyraźnie kult książki: książki, która towarzyszyła często farmaceucie już od czasów uniwersyteckich, książki na której nadejście pocztą oczekiwało się całymi miesiącami, książki wreszcie, która przekazywana była następcom. Często, wśród przeglądanych przeze mnie książek, na stronie tytułowej widniały podpisy głowy aptekarskiego rodu, jego pierwszego spadkobiercy i wreszcie trzeciego, a nawet czwartego aptekarskiego pokolenia. Na kolejnych stronicach książek tych niejednokrotnie umieszczano odciski pieczęci tej samej apteki, której nazwa ewoluowała od cesarsko-królewskich orłów, poprzez orła, ale już bez cesarskiej godności, kończąc na aptece społecznej numer „X”.  Piękne świadectwo historii, ale też i piękne świadectwo przywiązania, szacunku, a nawet miłości do książki – jako źródła wiedzy i przedmiotu!
    Niniejszy artykuł jest próbą zestawienia i krótkiego choćby scharakteryzowania najpopularniejszych pozycji wydawniczych, które po dziś dzień znaleźć można w dawnych aptekarskich bibliotekach. Dobór to oczywiście bardzo subiektywny, oparty jednak na opiniach i wspomnieniach najstarszych aptekarzy, z którymi okazję miałem niegdyś rozmawiać. Niestety o bezpośrednią opinię, na użytek tego opracowania, osób tych już poprosić nie mogę, gdyż opuściły nas na zawsze…
 
    Trudno jednoznacznie stwierdzić, która z wydanych w okresie dwudziestolecia międzywojennego książek była dla polskich aptekarzy najważniejsza, zaryzykowałbym jednak tezę, że była to wyczekiwana przez kilkanaście lat „Farmakopea Polska II”, o której znaczeniu pisałem w artykule „Historia farmacji uczy nas…  że  mamy powody do dumy”. [1] Nie podlega natomiast dyskusji, że najpopularniejsze były „Kalendarze Farmaceutyczne”. Tradycja tego wydawnictwa wywodziła się jeszcze z XIX wieku, kiedy to każda profesja, a nawet grupa społeczna, miała swoje „Kalendarze”. „Kalendarz artylerzysty”, „Kalendarz gospodarski”, „Kalendarz dla ludu polskiego”, „Kalendarz Starozakonnych”, „Kalendarz lekarski”… Pierwszy „Kalendarz do użytku farmaceutów i chemików” ukazał się nakładem lwowskiego Towarzystwa Aptekarskiego w roku 1877, kolejny zaś w 1883. Na przełomie XIX i XX wieku publikowany był „Kalendarz Farmaceutyczny” staraniem i nakładem Bronisława Koskowskiego, ówczesnego redaktora „Czasopisma Towarzystwa Aptekarskiego”, a późniejszego powszechnie znanego profesora warszawskiego Wydziału Farmaceutycznego i pierwszego prezesa Naczelnej Izby Aptekarskiej.
 

 
 
 
 
Ilustracja 1.1 – 1.5.
Kolejne roczniki „Kalendarza Farmaceutycznego” Franciszka Heroda.
Ze zbiorów autora.
    W okresie dwudziestolecia międzywojennego kontynuatorem tej tradycji i wydawcą „Kalendarzy Farmaceutycznych” był magister farmacji Franciszek Herod, redaktor jednego z najpoczytniejszych czasopism aptekarskich: „Wiadomości Farmaceutycznych”. Jego „Kalendarze”, popularnie zwane kalendarzami Heroda, były niezastąpionym źródłem wiedzy w pracy każdego aptekarza. Oczywiście, jak każde tego typu wydawnictwo, zawierały sam kalendarz, z wykazem świąt ruchomych i żydowskich, a także wolne karty na wpisywanie adresów i telefonów. „Kalendarz” obowiązkowo zaopatrzony był w spis dyplomowanych farmaceutów, spis aptek Rzeczypospolitej Polskiej, listy pracowników uczelni farmaceutycznych oraz władz organizacji aptekarskich. Najważniejsze jednak części zatytułowane były: „Dział naukowo-praktyczny” i „Dział informacyjny” (także „Dział informacyjno-zawodowy”). Znaleźć można było w nich m.in. podstawowe dla każdego aptekarza informacje na temat „Maksymalnych dawek leczniczych dla dorosłych, których lekarz nie powinien przekraczać bez oznaczenia (!)”, „Mieszanin nie zgadzających się”, „Mieszanin wybuchowych”, „Podania pierwszej pomocy w wypadkach nagłych”, „Odtrutek”, czy wreszcie „Dawkowania dla dorosłych” oraz „Dawkowania dla dzieci”. Były także informacje świadczące o niezwykle szerokim zakresie działalności ówczesnych aptek: „Wywabianie plam” (usuwanie plam z rąk i bielizny, usuwanie plam od barwników mikroskopowych…) czy „Wyjaławianie i oczyszczanie wody studziennej” [2]. W „Kalendarzach” magistra Heroda propagowano wizję aptecznych laboratoriów analitycznych [3], o czym świadczyć mogą tytuły wybranych opracowań, jak chociażby „Laboratorium analityczne w aptekach – Wzory urządzeń – Spis odczynników i przyrządów”. Co roku treść „Kalendarzy” była nieco inna i starano się, by przez dwa lata pod rząd nie powtórzyć tych samych informacji.
    Ostatni „Kalendarz Farmaceutyczny” ukazał się w roku 1939, zaś powojenną kontynuacją serii wydawniczej był „Rocznik Farmaceutyczny”, o którym pisałem już na łamach „Aptekarza Polskiego” w artykule „Farmaceutyczny Instytut Wydawniczy im. prof. Bronisława Koskowskiego” [4].
    Kolejnym dziełem, którego nie mogło braknąć w żadnej polskiej aptece z okresu dwudziestolecia międzywojennego, był monumentalny, dwutomowy podręcznik autorstwa wspomnianego już powyżej profesora Bronisława Koskowskiego: „Nauka o przyrządzaniu leków i ich postaciach”. Wydawcą był niezastąpiony animator kultury farmaceutycznej w okresie międzywojnia – Franciszek Herod. Profesor Koskowski na blisko tysiącu stron zawarł sumę ówczesnej wiedzy z zakresu farmacji stosowanej, m.in. na temat czynności poszczególnych przy przyrządzaniu leków, a także farmacji homeopatycznej, środków opatrunkowych i leków złożonych do użycia zewnętrznego, dalej: związków zapachowych syntetycznych oraz przetworów organoterapeutycznych i fermentów rozpuszczalnych, czyli… enzymów. Leki podzielił Profesor według następujących, specyficznych kryteriów: przyrządzane sposobem mechanicznym (np. ziółka i proszki roślinne), przyrządzane sposobem fizycznym (np. roztwory, wody aromatyczne, olejki lotne), przyrządzane sposobem chemicznym oraz leki o różnych sposobach przyrządzania (np. ulepki, czy granulaty).   
 

 
 
Ilustracja 2.1 – 2.2.
Strony tytułowe obydwu tomów
„Nauki o przyrządzaniu leków i ich postaciach” Bronisława Koskowskiego.
Uwagę zwracają dwa kolejne logo wydawcy
– magistra Franciszka Heroda. Ze zbiorów autora.
   „Nauka o przyrządzaniu leków i ich postaciach” to opracowanie wyjątkowe z wielu powodów. To właśnie w tym dziale, po raz pierwszy opisano zastosowanie techniki chromatograficznej w analizie farmaceutycznej! Mowa tu o tak zwanej „analizie kapilarnej”, będącej specyficzną odmianą chromatografii bibułowej, która w laboratoriach farmaceutycznych zagościć miała dopiero ponad trzydzieści lat później. Koskowski przedstawił szczegółowo, w jaki sposób należy prowadzić „analizę kapilarną” i opisał jej potencjalne zastosowania. Zgodnie z informacjami autora, próbkami, które można było najskuteczniej badać metodą „analizy kapilarnej”, były alkoholowe lub wodne wyciągi z rozmaitych surowców roślinnych: „widma strefowe” nalewek – pisał autor – są bez wyjątku widmami indywidualnemi dla każdej nalewki, t.j. że każda nalewka daje zupełnie określony, nie podobny do żadnego innego obraz stref kapilarnych. Profesor zaznaczał, że to daje nam możność identyfikowania nalewek w tych wypadkach, gdy innego sposobu na to nie posiadamy.
    Dopełnieniem treści „Nauki o przyrządzaniu leków i ich postaciach” był mniejszy objętościowo podręcznik „Receptura, czyli prawidła przepisywania i przyrządzania leków”, który doczekał się trzech wydań: pierwsze pochodziło z 1917, a więc jeszcze z czasów pierwszej wojny światowej, drugie: z początków okresu niepodległości (1922), trzecie zaś: z roku 1946, gdy autor pełnił szacowną funkcję prezesa Naczelnej Izby Aptekarskiej. Zatem „Receptura…” profesora Koskowskiego była podstawowym źródłem wiedzy na temat sporządzania leków recepturowych w polskich aptekach przez ponad trzydzieści lat!
 
    Książką, która w latach trzydziestych XX wieku gościła w każdej aptece, był podręcznik autorstwa Matyldy Chorzelskiej i Adama Filemonowicza zatytułowany „Analiza i preparatyka farmaceutyczna”, wydany w roku 1934 przez Związek Zawodowy Farmaceutów Pracowników w Rzeczypospolitej Polskiej. Dzieło to było długo wyczekiwane i jako pierwsze w sposób kompleksowy dostarczyło aptekarzom fachowych informacji na temat tego, jak należy prowadzić analizy chemiczne w aptecznych laboratoriach analitycznych – a zatem zrealizować nowoczesną, promowaną przez działaczy zawodowych wizję aptekarstwa [5].
 

 

 
Ilustracja 3.1 – 3.2. Okładka i strona tytułowa „Analiza i preparatyka farmaceutyczna”
Matyldy Chorzelskiej i Adama Filemonowicza. Ze zbiorów autora.
  Na „Analizę i preparatykę farmaceutyczną” złożyły się dwie pokaźne części, poprzedzone przedmową autorstwa profesora Władysława Karaffy-Korbuta, kierownika Zakładu Chemii Farmaceutycznej wileńskiego Oddziału Farmaceutycznego. I to właśnie Karaffa-Korbut – jako pierwszy – wśród zalet książki wymienił opisanie metod tylko wypróbowanych w pracowni, dających dokładne wyniki i nadających się nietylko w większych i dobrze urządzonych pracowniach, ale i w skromnych laboratorjach aptecznych, gdzie nie można pozwolić sobie na luksus zbyt żmudnych i zbyt kosztownych badań. Z kolei sami autorzy pisali we wstępie: poczynając swego czasu niniejszą pracę mieliśmy początkowo zamiar ograniczyć się wyłącznie do opracowania materjału do ćwiczeń dla słuchaczów Farmacji i wydania go w postaci skryptów, jak to zresztą czyniliśmy i dawniej. Zachęceni jednak przez grono aptekarzy i byłych naszych kolegów do ujęcia owej pracy w nieco szerszym zakresie, postanowiliśmy zebrany przez nas materjał podać w takiej formie, aby korzystać z niego mogli nie tylko studenci na ćwiczeniach, ale wszyscy, którzy z pracą chemiczno-farmaceutyczną muszą mieć do czynienia w życiu. Część pierwsza, „ogólna”, poświęcona była podstawowym czynnościom laboratoryjnym, jak krystalizacja, sublimacja, suszenie osadów czy oznaczanie temperatury topnienia. Część „szczegółowa” podzielona została na kilka rozdziałów. Dwa pierwsze poświęcone były analizie jakościowej i ilościowej (wagowej i objętościowej). Rozdział trzeci omawiał badanie szczegółowe preparatów farmaceutycznych, w kolejnych zaś zawarta była metodyka analizy cukrów, tłuszczów, alkaloidów i jonów wodorowych. Dopiero przedostatni rozdział dotyczył preparatyki wybranych preparatów farmaceutycznych, takich jak kwas acetylosalicylowy, azotan bizmutu i srebra, bromek sodu, jodek potasu, mydło potasowe, siarczanu cynku i wiele innych.
   Czytelnicy „Aptekarza Polskiego” pamiętają być może artykuł „Apteka – ośrodkiem propagandy zielarskiej”, opublikowany w maju bieżącego roku [6]. Opisaliśmy w nim szczegółowo starania działaczy zawodowych, aby farmaceuci i polskie apteki zyskały należyte miejsce w budzącym się do życia przemyśle zielarskim. Polscy aptekarze byli w stanie podjąć te wyzwania, przede wszystkim dzięki licznym artykułom, ukazującym się na łamach prasy farmaceutycznej i w serii wydawniczej Polskiego Komitetu Zielarskiego, ale także i podręcznikom, które – podobnie jak wyżej wymienione książki – znajdowały się w każdej aptece. Do najważniejszych zaliczyć należy pracę magistra farmacji Jana Biegańskiego, zatytułowaną „Nasze Zioła i leczenie się niemi” wraz z adnotacją: w opracowaniu popularnem dla wszystkich z roku 1931 oraz doktora medycyny Jerzego Lypy „Phytoterapię” z 1933 roku, opatrzoną informacją recepty dla lekarzy. Pierwsza pozycja była wykładem na temat zielarstwa i ziołolecznictwa w ogóle. Autor, zasłużony działacz Polskiego Komitetu Zielarskiego, poruszył w niej zagadnienia m.in. Z przeszłości ziołolecznictwa, dalej: Lecznictwa ludowego, potrzeby poznania go, znachorstwa i podał jednocześnie Kilka przykładów działania roślin. Wyczerpujące porady dotyczyły Zbioru, suszenia i przechowywania ziół, przygotowywania Herbat ziołowych i kawy żołędziowej, jak również Użycia ziół. Biegański ostrzegał przed Roślinami trującemi albo jadowitemi, lecz przede wszystkim podał opis blisko 140 roślin leczniczych, które można było stosować bez obaw o zatrucie, i w oczekiwaniu na korzystny efekt terapeutyczny. W opisach tych znaleźć można było m.in. opis zbioru i należytego przygotowywania surowca oraz jego zastosowania. Ponadto autor przedstawił Spis roślin podług ich stosowania. Jedyne, czego w książce Biegańskiego brakowało, to dostatecznej ilości przepisów na mieszanki ziołowe. Te jednak były zasadniczą częścią wymienionej powyżej „Phytoterapii”, w której pomieszczono setki recept właśnie na mieszanki ziołowe, zestawione w układzie terapeutycznym. Ponadto opisano działanie poszczególnych ich składników.
 

 
 
Ilustracja 4.1 – 4.2. Strony tytułowa „Naszych Ziół i leczenie się niemi”
Jana Biegańskiego oraz „Phytoterapii” Jerzego Lypy. Ze zbiorów autora.
    Dziełem, o którym należy obowiązkowo wspomnieć jest „Polski Manuał Farmaceutyczny” autorstwa Jana Podbielskiego i Mariana Rostafińskiego, wydany – podobnie jak opisane powyżej „Kalendarze” – przez magistra farmacji Franciszka Heroda. Zawrotną wręcz popularność tłumaczyć może już sam wstęp do „Manuału”: polska literatura farmaceutyczna nie posiada obecnie podręcznika, któryby zawierał mniej więcej wszystko, co jest potrzebne w praktyce aptecznej. Czym był słynny „Manuał”, którego już sam tytuł wywołuje u najstarszych polskich aptekarzy wzruszenie i przywołuje wiele, wiele wspomnień? Zgodnie z informacją od autorów zamiarem naszym było dać aptekarzowi polskiemu podręcznik możliwie obszerny, zawierający jak najwięcej przepisów z najróżnorodniejszych dziedzin, możliwie najlepszych i nietrudnych w wykonaniu. Czytelnicy „Aptekarza Polskiego” znają już szereg przepisów z „Polskiego Manuału Farmaceutycznego”, gdyż przytoczyłem dużą ich liczbę w artykułach „Aptekarskie nalewki” [7], „Culinaria” [8], „Cosmetica” [9], „Technica” [10] oraz „Veterinaria” [11]. Niezwykle szeroka gama receptur, przepisów i praktycznych wykorzystań surowców farmaceutycznych, szczególnie dziś, robi wielkie wrażenie: atramenty, masy hektograficzne, farby stemplowe, atramenty do maszyn do pisania, farby stemplowe, zwalczanie szkodników, kleje, laki, kity, pokrywanie metalami, pirotechnika, perfumy, wody kolońskie, smary do nart, środki do uchronienia szkieł ocznych od pokrywania się parą, przepisy na dziesiątki słynnych aptekarskich nalewek i na leki recepturowe dla koni, bydła, trzody chlewnej, owiec, kóz, psów, kotów, królików, drobiu… I oczywiście to, co najważniejsze: ponad dwieście stron niezastąpionych, sprawdzonych przez pokolenia pacjentów i aptekarzy, przepisów na leki dla ludzi. Dziś „Polski Manuał Farmaceutyczny” jest prawdziwym białym krukiem. Syn jednego ze współautorów, Mariana Rostafińskiego, doktor farmacji Stefan Rostafiński wspominał niegdyś w rozmowie z poniżej podpisanym, że książka ta była wyjątkowo bezwzględnie tępiona w znacjonalizowanych aptekach. Jej tematyczny rozmach i wizja apteki jako miejsca, gdzie wykonać i zakupić można niemal wszystko, jaskrawo nie pasowały do budowanego wówczas systemu opieki zdrowotnej…
 
 
 
Ilustracja 5.1 – 5.2. Okładka i strona tytułowa
„Polskiego Manuału Farmaceutycznego”. Ze zbiorów autora.

***

   Wszystkich Czytelników „Aptekarza Polskiego”, w imieniu przyszłych historyków farmacji, którzy za lat kilkadziesiąt zaglądną na strychy naszych aptek i do szaf naszych potomków chciałbym poprosić: szanujmy współczesne nam książki! Za pół wieku będą to niepowtarzalne źródła wiedzy o dzisiejszych czasach. Mało tego – to, w jakim stanie się te książki zachowają będzie również najlepszym świadectwem o nas samych, o naszej kulturze osobistej i poziomie intelektualnym! Od wieków wiadomo bowiem, że każdy, kto szacunkiem otacza książki, jest człowiekiem pełnym zalet.

dr n. farm. Maciej Bilek
Piśmiennictwo u autora
 

[1] M. Bilek: Historia farmacji uczy nas…  że  mamy powody do dumy. „Aptekarz Polski” 2011, nr 8.
[2] Więcej na temat badań wód studziennych, prowadzonych przez polskich aptekarzy w artykule M. Bilek: Apteka – miejscem pracy naukowej. „Aptekarz Polski” 2015, nr 4.
[3] M. Bilek: Apteka – laboratorium. „Aptekarz Polski 2015, nr 2; M. Bilek: Apteka – placówką zdrowia publicznego. „Aptekarz Polski” 2015, nr 3.
[4] M. Bilek: Farmaceutyczny Instytut Wydawniczy im. prof. Bronisława Koskowskiego. „Aptekarz Polski” 2013, nr 3.
[5] M. Bilek: Apteka – laboratorium. „Aptekarz Polski” 2015, nr 2.
[6] M. Bilek: Apteka – ośrodkiem propagandy zielarskiej. „Aptekarz Polski” 2015, nr 5.   
[7] M. Bilek: Aptekarskie nalewki. „Aptekarz Polski” 2009, nr 11.
[8] M. Bilek: Culinaria. „Aptekarz Polski” 2010, nr 12.
[9] M. Bilek: Cosmetica. „Aptekarz Polski” 2011, nr 10.
[10] M. Bilek: Technica. „Aptekarz Polski” 2011, nr 11.
[11] M. Bilek: Veterinaria. „Aptekarz Polski” 2011, nr 12.

 

Podobne wpisy