Historia farmacji uczy nas… jak stanąć w jednym szeregu i powiedzieć „nie”
Czytelnicy „Aptekarza Polskiego” pamiętają zapewne ostatni artykuł z cyklu „Apteka była, jest i będzie” pt. „Dobre i znane z ofiarności serca”. Polscy aptekarze potrafili jednoczyć się jednak i w innych sytuacjach, także zagrożenia. Bodaj najbardziej spektakularnym tego przykładem może być postawa całej polskiej farmacji w latach trzydziestych dwudziestego wieku. W pierwszej ich połowie mieliśmy do czynienia z widowiskowym wręcz wsparciem przemysłu krajowego i bojkotem leków produkowanych poza granicami II Rzeczpospolitej, w drugiej zaś, wobec coraz bardziej narastającego zagrożenia ze strony hitlerowskich Niemiec, z całkowitym bojkotem leków sprowadzanych z III Rzeszy. W pierwszym wypadku chodziło o pomoc w budowie polskiej, niezależnej potęgi gospodarczej, w drugim zaś – o zwykłą reakcję obronną, będącą odpowiedzią na wysuwane przez Niemców wobec Polski żądania polityczne i pretensje terytorialne. W jednym szeregu stanęła wówczas większość aptekarzy i hurtowników, firmy farmaceutyczne, czasopisma i organizacje zawodowe. Tak niemal jednomyślnej konsolidacji całego zawodu farmacja nie widziała ani wcześniej, ani później!
Niewątpliwie największa rolę w zwalczaniu zagranicznych, a następnie niemieckich towarów, odegrały czasopisma farmaceutyczne. Walka o polski lek była bodaj najważniejszą treścią znanego już Czytelnikowi „Aptekarza Polskiego” czasopisma „Farmacja Współczesna”. Już na jego tytułowej stronie, pogrubionym drukiem informowano: Przyjmujemy ogłoszenia tylko firm krajowych. Redakcja publikowała wykazy leków polskich, które z powodzeniem mogą zastąpić preparaty zagraniczne, a także – celem podniesienia prestiżu polskiego przemysłu farmaceutycznego – spisy unikalnych polskich specyfików, które nie miały zagranicznych odpowiedników.
Ilustracja 1. Zamieszczona na łamach „Farmacji Współczesnej” 6/1938 druga część wykazu polskich preparatów zastępujących preparaty obce.
Redakcja „Farmacji Współczesnej” nie wahała się także wytykać innym czasopismom zawodowym, a szczególnie „Wiadomościom Farmaceutycznym”, że publikują reklamy leków firm zagranicznych. Pod adresem ich redaktora, magistra Franciszka Heroda, sypały się oskarżenia, że każdy jest dobry, kto [mu] płaci i dlatego właśnie ogłoszenia te są publikowane. Redaktorzy „Farmacji Współczesnej”, z detektywistycznym wręcz zacięciem, tropili firmy cudzoziemskie, które w Polsce zakładały swe filie, nadawały im swojsko brzmiące nazwy, a potencjalny odbiorca leku: aptekarz i pacjent, nie zdawali sobie sprawy z rzeczywistego pochodzenia firmy. Dlatego właśnie, niemal w każdym numerze „Farmacji Współczesnej”, przypominano, że firma „Polpharma” jest w rzeczywistości własnością koncernu „Bayer”, „Pebeco” należy do „Biersdorfa”, „Pabianicka Spółka Akcyjna Przemysłu Chemicznego” to po prostu polski oddział firmy „Ciba”, „Laokoon” – „Henninga”, „Proton” – „Stroscheina”. Apelowano także, by aptekarze nie wierzyli pozornie polskim nazwom: „Polska Spółka Wander” i „Polska Spółdzielnia Wytworów Chemicznych Roche”, gdyż w rzeczywistości były to firmy zależne od zagranicznych mocodawców. Każdy taki spis „firm pseudopolskich” opatrywano komentarzami typu: mamy nadzieję, że koledzy, przy polecaniu preparatów w aptece, wezmą pod uwagę pochodzenie danego specyfiku i w interesie rozwoju rdzennie polskiego przemysłu farmaceutycznego będą polecali tylko prawdziwie polskie preparaty. Tego typu publikacjom towarzyszyły także następujące po nich, całostronicowe ogłoszenia propagandowe następującej treści: Odróżniajcie prawdziwe polskie preparaty od – zaopatrzonych w bałamutne napisu w rodzaju „wyrób krajowy”.
Prawdziwą wojnę wypowiedziała redakcja „Farmacji Współczesnej” firmie „Bayer”. I tak np. w grudniu 1937 roku zareagowano bardzo ostro na kontrowersyjną reklamę „Aspiryny”, wyświetlaną w warszawskich kinach. Występował w niej znany aktor Józef Węgrzyn i wypowiadał słowa, z których wynikało ni mniej ni więcej, że stosuje ten lek dlatego, że tylko on należycie działa. Dodać należy, że działo się to czasie, w którym polskie przedstawicielstwo „Bayera”, bezpardonowo walczyło z firmą „Motor”, której udało się wprowadzić na rynek preparat identyczny z „Aspiryną” – „Motopirinę”. W ostrym tonie opisano także propagandową wizytę na warszawskim Okęciu latającej apteki „Bayera” – firmowego samolotu koncernu z Leverkusen nad Renem, przeznaczonego do dostarczania leków do niemieckich kolonii, dotkniętych epidemiami chorób zakaźnych. Redaktorzy „Farmacji Współczesnej” zapytywali w związku z tą wizytą, czy Polska jest już – zdaniem władz „Bayera” – niemiecką kolonią? Z humorem skomentowano z kolei głośną akcję reklamową „Bayera”, która polegała na rozdawaniu warszawiakom w 1936 roku firmowych lusterek. Biedne dzikusy, których można jeszcze w 20 wieku kupić za lusterko, pisali redaktorzy „Farmacji Współczesnej”. Co ciekawe, w reportażu na ten właśnie temat, firmy „Bayer” nie nazwano wprost, a określono ją palindromem „Reyab”, zaś kraj w którym owe dzikusy skusiły się na lusterka nazwano… „Miam-Miam”!
Ilustracja 2. Reklama preparatów warszawskiej „Fabryki Chemiczno-Farmaceutycznej Kowalski”, zamieszczana na łamach „Farmacji Współczesnej” w roku 1933 i 1934.
Siłą rzeczy, szczególną rolę w opisywanej akcji musiały odegrać polskie firmy farmaceutyczne. W treść swych ogłoszeń i reklam firmy wkomponowywały liczne odwołania do walki z zagranicznym przemysłem i apelowały do aptekarzy o popieranie ich produktów. Oto kilka z nich: Polski aptekarz żąda wyłącznie polskich preparatów chemiczno-farmaceutycznych; Nowe oryginalne polskie środki odkażające; Biały plaster kauczukowy na różowem płótnie przewyższający pod względem lepkości i trwałości wyroby pochodzenia zagranicznego; Pamiętaj, że popierając przemysł krajowy – popieramy sami siebie, przeciwdziałamy bezrobociu, utrwalamy dobrobyt kraju; Żądajmy od naszych dostawców Mentholum Valerianicum GEO wyższy jakościowo i tańszy od przetworów pochodzenia zagranicznego; Sukces polskiej wytwórczości! Dwa preparaty całkowicie zastępujące renomowane preparaty zagraniczne; Polecamy Sz. Kolegom preparaty chemiczne własnej produkcji nieustępujące pod względem dobroci odpowiednim preparatom zagranicznym; Nowe polskie preparaty otrzymywane z polskiego surowca. Ponadto w okolicznościowych ogłoszeniach firmy polskie informowały o uruchomieniu nowych linii produkcyjnych i pomyślnie przeprowadzonych syntezach, dzięki czemu rodzimy przemysł zyskiwał samowystarczalność.
Wiele polskich firm farmaceutycznych za punkt honoru stawiało sobie wyprodukowanie leków zastępujących znane specyfiki oryginalne. Przodująca pod tym względem firma „Motor”, która wsławiała się wyprodukowaniem odpowiednika bayerowskiej „Aspiryny” – „Motopiryny”, musiała ciągle odpierać ataki ze strony zagranicznych producentów i procesować się w obronie swoich patentów. Szczególnie głośna stała się sprawa podważenia przez firmę Hoffmann La Roche z Bazylei praw „Motora” do… fabrykacji alkaloidów opiumowych ze słomy makowej!
W ślad za nawoływaniami czasopism farmaceutycznych szli polscy aptekarze, najpierw starając się nie zamawiać leków zagranicznych, a następnie – niemieckich. Apteki były zobowiązane do takiego postępowania przez postanowienia organizacji zawodowych, m.in. przez zebranie delegatów Polskiego Powszechnego Towarzystwa Farmaceutycznego w Krzemieńcu w roku 1937, które uchwaliło słynną rezolucję Polski lek w polskiej aptece. Apteki, w których sprzedawano, lub co gorsza reklamowano produkty zagraniczne, musiały liczyć się z koleżeńskim bojkotem i publicznym napiętnowaniem ze strony prasy farmaceutycznej. Redakcja cytowanej już powyżej „Farmacji Współczesnej” posunęła się do tego kilkukrotnie. Po raz pierwszy w roku 1936 pisano o jednej z aptek w Rabce-Zdroju i potępiano jej zarządcę za bezmyślne i służalcze ustosunkowanie się do przemysłu zagranicznego przez propagowanie w sposób graniczący z tupetem środka zagranicznego o „światowej sławie”. A w ten właśnie sposób „Bayer” reklamował swa „Aspirynę”. W rok później donoszono na tych samych łamach, że na wystawie warszawskiej apteki sukcesorów Anca, przy ul. Marszałkowskiej, pojawiły się reklamy niemieckiej firmy Bayer. Pomijamy już tutaj pikantny szczegół, że w bezpośrednim sąsiedztwie apteki mieści się fabryka Motor, stanowiąca – jak wiadomo – jeden z celów propagandy Bayera. Wyczucie tego szczegółu jest rzeczą smaku kolegi zarządzającego apteką Anca. W 1938 z kolei napiętnowano właściciela i zarządcę apteki przy ulicy Miodowej w Warszawie za reklamowanie „Aspiryny”, nazywając go wprost: zdrajcą i służalcem.
Ilustracja 3. Strona tytułowa „Wiadomości Farmaceutycznych” z 20 sierpnia 1939. Dopiero po kilku latach walki o „polski lek” czasopismo to, będące oficjalnym organem prasowym Polskiego Powszechnego Towarzystwa Farmaceutycznego, przyłączyło się do akcji bojkotu zagranicznych preparatów. Jak się wkrótce okazało – był to gest nieco spóźniony… Uwagę zwraca sugestia posługiwania się w codziennej pracy wykazami zamieszczanymi przez „Farmację Współczesną”, tymi samymi, które jeszcze przed kilkoma miesiącami redakcja oficjalnie wykpiwała!
Pouczali aptekarze nie tylko siebie nawzajem, ale także i lekarzy! Na łamach prasy zawodowej nie wahano się wytykać podawanym z imienia i nazwiska medykom, że piszą na receptach leki zagraniczne, podczas gdy już od dawna dostępne są ich polskie odpowiedniki. Nie oszczędzano także prasy lekarskiej. Redakcja „Farmacji Współczesnej” zarzuciła np. „Dziennikowi Urzędowemu Izb Lekarskich”, że na swych okładkach zamieszcza ogłoszenia firm zagranicznych.
I tak to właśnie historia farmacji pokazuje nam, że w razie historycznej potrzeby, cały zawód potrafi stanąć w jednym szeregu i głośno powiedzieć „nie”!
dr n. farm. Maciej Bilek
Piśmiennictwo u autora