Niedawno jeden z aptekarzy zwrócił się do mnie jako prezesa Naczelnej Rady Aptekarskiej z prośbą o pomoc, wskazując na ogromne problemy związane z nabywaniem produktu leczniczego, niezbędnego do zaspokojenia potrzeb jego pacjenta. Przekazał mi też list, jaki otrzymał od producenta poszukiwanego od wielu dni leku:
„Szanowni Państwo,
Uprzejmie informujemy, że Państwa zamówienie na X zostało dzisiaj przyjęte i będzie realizowane przez hurtownię Y. Przepraszamy za trudności w zakupie X. Od kilku miesięcy obserwujemy zdecydowany wzrost zapotrzebowania na preparat X. W związku z zaistniałą sytuacją pragniemy zapewnić, że firma W podejmuje wszelkie możliwe działania i dokłada starań, aby zaspokoić popyt na nasz preparat. W oparciu o dane udostępniane przez firmę badawczą IMS Health, spółka W zapewnia zaopatrzenie polskiego rynku w preparat X na poziomie przekraczającym zapotrzebowanie polskich pacjentów. W związku z powyższym oraz mając na uwadze fakt, że cena preparatu X w Polsce jest najniższa w Unii Europejskiej, z przykrością stwierdzamy, że istnieją poważne podejrzenia wywozu X w ramach handlu równoległego, poza granice kraju, w który często zaangażowane są apteki. Negatywnym skutkiem tego, rosnącego w niepokojącym tempie, zjawiska jest fakt, że nasz preparat nie trafia do rąk polskiego pacjenta.
Jednocześnie informujemy, że zdolności produkcyjne wspomnianego leku są wykorzystywane w ponad 100% i niestety, nie jesteśmy w stanie dostarczać produktu w nieograniczonych ilościach na żaden z rynków, a zatem zmuszeni jesteśmy zarządzać racjonalnie zapasami znajdującymi się w hurtowni W.
Chcielibyśmy podkreślić, że Spółka nie ma możliwości prawnych wpływania na sposób dystrybucji produktów farmaceutycznych przez krajowy rynek hurtowy i detaliczny.
Zdajemy sobie sprawę z niedogodności, z jakimi możecie Państwo aktualnie spotykać się przy próbie złożenia zamówienia na preparat X, za co bardzo przepraszamy”.
Cytowany wyżej list to finał trwających ponad tydzień zabiegów aptekarza, który z ogromną determinacją postanowił zrealizować potrzebę pacjenta. Pierwszym etapem były telefony i zamówienia składane przez niego do wielu hurtowni farmaceutycznych, w efekcie których utwierdził się jedynie w przekonaniu, że zamawiany lek jest niedostępny. Z tego powodu naturalnym, choć z naszego aptekarskiego punktu widzenia „nienaturalnym”, było zwrócenie się przez członka naszego samorządu do telefonicznego centrum zakupów producenta leku X, w którym po wysłuchaniu wszelkich możliwych komunikatów z muzycznymi przerywnikami poinformowany został, że rozmowa jest nagrywana. Ponadto dowiedział się, że także tutaj nie ma poszukiwanego leku X i nie wiadomo, kiedy ten lek będzie dostępny.
Takich i podobnych listów otrzymuję coraz więcej. Zdaję sobie sprawę, że praca aptekarza w warunkach opisanych powyżej jest na dłuższą metę nie do zaakceptowania. Z przerażeniem stwierdzam, że staje się to normą, a opisane powyżej zjawisko obejmuje coraz większą grupę leków i producentów. Dziwny to rynek, którego reguły funkcjonowania dyktują firmy farmaceutyczne, a nie odpowiedzialne za to organy państwowe. W najgorszej sytuacji jest jednak polski pacjent, któremu przychodzi oczekiwać na lek ratujący mu życie nierzadko nawet kilka dni.
Coraz częściej aptekarze, którzy mają zamiar dokonania zakupu niektórych leków, szczególnie refundowanych, natrafiają na kłopot, jakim jest już sam sposób składania zamówień. Aby zamówić niektóre leki, trzeba dzwonić do przedstawicielstwa firmy bądź jej działu zamówień, ewentualnie logować się na specjalnych stronach WWW. Ponadto sprzedaż tych leków jest limitowana i prawie wszystkie apteki otrzymują tylko niewielką część zamawianych produktów leczniczych. Taki stan rzeczy jest irytujący szczególne dlatego, że są podmioty prowadzące apteki, które na zasadach uprzywilejowanych nabywają znaczną ilość tych samych leków, następnie odsprzedają je do tych samych bądź innych hurtowni farmaceutycznych, a te wywożą je z Polski.
Polski aptekarz i polski pacjent oczekują normalności. System dystrybucji produktów leczniczych musi działać sprawnie. Nasz pacjent ma prawo oczekiwać, że to on, a nie obywatel innego kraju europejskiego, w pierwszej kolejności otrzyma lek ratujący jego zdrowie i życie. Dlatego też w ostatnich latach dużo energii poświęcam walce z tą patologią i z przykrością stwierdzam, iż tzw. dostawy bezpośrednie nadal funkcjonują, mimo że są niezgodne z obowiązującym prawem farmaceutycznym.
dr GRZEGORZ KUCHAREWICZ
Prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej